Każdemu z trójki oskarżonych grozi 900 lat więzienia. W grudniu 2006 roku w wyniku eksplozji samochodu-pułapki, pozostawionego na lotniskowym parkingu, zginęło dwóch imigrantów ekwadorskich, a 41 osób odniosło rany. Podczas pierwszego dnia procesu wszyscy oskarżeni odmówili odpowiedzi na pytania prokuratora. - Nie uznaję tego faszystowskiego sądu i nie będę składał zeznań - powiedział Sarasola. Portu oświadczył, że poprzednie zeznania złożył pod wpływem "tortur", a San Sebastian oskarżył sąd o "akceptowanie tortur". Wszyscy trzej gestami i uśmiechami pozdrowili obecnych na sali rozpraw członków swoich rodzin i przyjaciół. Na sali obecni byli także krewni osób zabitych w zamachu oraz członkowie organizacji ofiar terroryzmu. Sędzia przyjął nowe dowody w sprawie, m.in. ręcznie sporządzoną notatkę z numerami telefonów do madryckiej straży pożarnej, znalezioną przez policję w domu San Sebastiana. Na krótko przed wybuchem, anonimowy informator powiadomił telefonicznie straż pożarną w stolicy Hiszpanii o samochodzie wyładowanym materiałami wybuchowymi. Potem zeznania składali świadkowie - policjanci, którzy interweniowali po ostrzeżeniu. Według nich, nie zgadzał się jeden z podanych numerów tablicy rejestracyjnej samochodu-pułapki. Przewiduje się, że proces w sprawie zamachu na lotnisku Barajas potrwa do czwartku.