Czeski dyplomata rozmawiał z PAP na marginesie szczytu donatorów na rzecz Syrii, który odbywał się w Londynie. W jego trakcie Czechy zadeklarowały przekazanie 6,3 mln euro na rzecz unijnego funduszu MADAT, który prowadzi programy wsparcia w krajach dotkniętych kryzysem uchodźczym, m.in. w Syrii, Turcji, Libanie, Iraku, Egipcie i krajach Bałkanów Zachodnich. To największa donacja pośród państw Europy Środkowo-Wschodniej - Węgry zobowiązały się do wartej 5 milionów euro inwestycji w Syrii, a Słowacja i Polska przekażą na pomoc humanitarną kolejno 4,7 i 4,5 miliona euro. Odpowiadając na pojawiającą się wobec państw Europy Środkowo-Wschodniej krytykę, że przeznaczone środki są niewielkie w porównaniu z pozostałymi państwami Unii Europejskiej, Prouza podkreślił, że "jeśli popatrzy się na to zobowiązanie przez pryzmat wskaźnika PKB per capita, nie jest ono tak małe". "Wielka Brytania i kraje skandynawskie mają długą tradycję pomocy zagranicznej; my poświęcamy na ten cel środki z naszej rezerwy budżetowej" - przypomniał. "[Wsparcie finansowe] to nasz obowiązek. Jeśli Unia Europejska chce aktywnie poszukiwać rozwiązania tego kryzysu, nie możemy po prostu mówić, że wszyscy inni mają płacić" - ocenił czeski minister. "Grupa Wyszehradzka od początku kryzysu zgodnie podkreślała, że musimy zatrzymać napływ migrantów i sprawić, żeby mogli pozostać w regionie. Czechy wspierają rozwiązania humanitarne poprzez wpłaty, jak ta dzisiejsza, a także bilateralne wsparcie na rzecz obozów dla uchodźców w Jordanii i Libanie. Jako jedyne państwo Unii Europejskiej mamy również otwartą i aktywną ambasadę w Damaszku, która jest naszym niefinansowym zobowiązaniem wobec tego kryzysu" - powiedział dyplomata. Od początku kryzysu migracyjnego, w ramach wsparcia niefinansowego Czesi przekazali też m.in. swój samolot transportowy CASA i sfinansowali ponad 60 urzędników od polityki azylowej, którzy działają w obozach dla uchodźców, a także ufundowali kilkadziesiąt stypendiów dla syryjskich studentów pragnących kształcić się na czeskich uniwersytetach. Pytany o trwające negocjacje dotyczące brytyjskiego planu reformy Unii Europejskiej, Prouza powiedział, że czeski rząd "co do zasady, zgadza się z przedstawionymi rozwiązaniami", ale podkreślił, że pozostały do ustalenia "drobne sprawy techniczne". "Kluczowe jest ustalenie długości tzw. +hamulca bezpieczeństwa+. Jeśli ograniczenie dostępu do zasiłków miałoby trwać cztery lub pięć lat, jesteśmy gotowi to zrozumieć. Jeśli jednak Wielka Brytania będzie naciskała na siedem lat, które na dodatek można dwu- czy trzykrotnie przedłużać to byłoby to nie do zaakceptowania" - podkreślił. Prouza zaznaczył, że w negocjacjach powinien zabrzmieć silny głos Europy Środkowo-Wschodniej. "Pracujemy nad wspólnym oświadczeniem Grupy Wyszehradzkiej, być może także z państwami bałtyckimi, Rumunią i Bułgarią. Powinno być ono gotowe pod koniec przyszłego tygodnia" - powiedział, dodając, że Czesi - podobnie jak Polska i Węgry - nie zaakceptują rozwiązań dyskryminujących pracowników z innych państw członkowskich, którzy pracują w Wielkiej Brytanii. Jak ocenił, Unia Europejska musi być "znacznie silniejsza", zwłaszcza jeśli chodzi o wpływy za wschodnimi i południowymi granicami wspólnoty, i "powinno tak być już od wielu lat", a ewentualne wyjście Wielkiej Brytanii "przyniosłoby odwrotny skutek: osłabiłoby nas i sprawiło, że bylibyśmy bardziej podatni na kryzysy". Czeski dyplomata podkreślił również, że Polska może liczyć na poparcie czeskiego rządu w staraniach o stałą obecność sił NATO w Polsce. "My nie odczuwamy takiej potrzeby [na swoim terytorium], ale absolutnie poprzemy Polskę podczas [zaplanowanego na lipiec] szczytu w Warszawie" - powiedział minister Prouza. Z Londynu Jakub Krupa