Łukasz Grzesiczak, Interia: Ostatni Eurobarometr pokazuje, że Czesi należą do najbardziej eurosceptycznych państw UE. Tylko 47 procent Czechów akceptuje działania UE. W przypadku Węgrów jest to 56 proc., Słowacji - 57 proc. Największymi euroentuzjastami są Polacy - UE popiera aż 75 proc. obywateli. Skąd bierze się czeski eurosceptycyzm? Alexandr Vondra: - To akurat nic nowego, że Czesi w ramach Grupy Wyszehradzkiej są najbardziej sceptycznie nastawieni do UE. Powody tego są geopolityczne: położenie Czech na mapie Europy jest stosunkowo komfortowe, nie jesteśmy tak bardzo na wschodzie, byśmy odczuwali egzystencjalne zagrożenie i ciągnęli na zachód. Także nasze spojrzenie na euro nie jest obciążone geopolityką, jak na przykład w krajach bałtyckich - patrzymy na to czysto praktycznie. Od Bożego Narodzenia w Czechach trwa burzliwa dyskusja o szczepionkach, czy Unia Europejska była w stanie zapewnić ich odpowiednią liczbę - to też mogło mieć negatywny wpływ na nastroje. Czy pandemia koronawirusa może zmienić stosunek Czechów do Unii? Jak ocenia pan działanie unijnych instytucji w walce z pandemią? - Unia ma ograniczone kompetencje, jeśli chodzi o służbę zdrowia. Nie można więc oczekiwać od niej cudów. Także jednak tam, gdzie miała coś do powiedzenia - w kwestii nakładów na rozwój i zakup szczepionek - pojawiły się kontrowersje. - W lecie UE podjęła decyzję o pożyczce w wysokości prawie biliona euro na pomoc w wyjściu z kryzysu, ale większość tych środków jest przeznaczona na ochronę planety w związku z globalnym ociepleniem, a więc ich efekty będą widoczne dopiero po dłuższym czasie. Z kolei stosunkowo mało pieniędzy przeznaczono właśnie na badanie i zakup szczepionek, które mogłyby pomóc gospodarkom tu i teraz. To poważny problem, bo np. USA przeznaczyło na szczepionki pięć-sześć razy więcej środków, około 18 mld dolarów, jeszcze za czasów Trumpa, podczas gdy UE - jakieś 3,5 mld euro. - Kultura biurokratyczna i przesadna ostrożność UE w sprawie szczepionek okazały się obciążeniem. Izrael, USA, Wielka Brytania, ale i kraje arabskie - wszyscy oni zyskali nad nami w tym temacie dużą przewagę. Przeznaczyli na szczepionki więcej środków, ale dzięki temu szybciej wyjdą z kwarantanny. Unia pokazała więc, że nie potrafi sobie poradzić z sytuacjami, które wymagają szybkiej odpowiedzi i umiejętności ryzykowania. Izrael, przyzwyczajony do walki o przeżycie, wprowadził szczepionki Pfizera bardzo szybko, nie roztrząsając zbędnych kwestii. Może chodzi też o to, że w UE mamy się zbyt dobrze i trochę zgnuśnieliśmy? Co UE mogła zrobić lepiej? - Przeznaczyć dużo mniej pieniędzy na ekologię, więcej na badanie i rozwój szczepionki i kwestie związane ze służbą zdrowia. Odważniej i szybciej postępować przy negocjacjach. Ze względu na to, że działała tak powoli, znaleźliśmy się na końcu kolejki, nawet za krajami jak Bahrajn czy Zjednoczone Emiraty Arabskie. W dodatku długo nie chciała się przyznać do porażki. Dopiero na ostatnim posiedzeniu przewodnicząca komisji wreszcie stwierdziła, że UE trochę sobie w tej sytuacji nie poradziła. Jest pan zwolennikiem uzależnienia przyznawania środków w ramach budżetu unijnego od przestrzegania praworządności? - Jestem bardzo ostrożny w kwestii szufladkowania państw członkowskich ze względu na poziom demokratyzacji. Jestem przekonany, że wszyscy szanujemy podstawowe wartości. Nie można upominać Polski, a jednocześnie przymykać oczy na to co dzieje się w Hiszpanii i Katalonii. Myślę, że Unia Europejska powinna się zająć się rzeczami podstawowymi, a nie tym, co nas niepotrzebnie dzieli. - Przede wszystkim powinna skupić wszystkie swoje siły na jak najszybszym wyjściu z kryzysu wywołanego pandemią COVID-19, a nie zajmować się tym, czy jakiś kraj członkowski realizuje taką lub inną reformę sądu. Jaka jest dziś pozycja Czech w UE? - Odpowiednia do sytuacji, w jakiej znajduje się czeska polityka. Premier Andrej Babisz ma problem, ponieważ oparł swój biznes o europejskie dotacje. Audyt Komisji Europejskiej wykazał, że w przypadku Agrofertu można mówić o konflikcie interesów. Problem ciągle powraca. Dlatego choć premier prezentuje w kraju twardą retorykę w sprawie Unii, w Brukseli negocjuje bardzo ostrożnie. - Polityk, który oparł swój biznes o pieniądze unijne ma związane ręce. Dlatego nie wydaje mi się, by Czechy miały wyjątkowo silną pozycję w UE. Jakiej Unii potrzebują Czechy? - Wolałbym mówić tylko w swoim imieniu. UE to obszar czterech swobód - wolnego przepływu ludzi, kapitału, usług i towaru. To przestrzeń wzajemnej współpracy krajów członkowskich. Dobrą rzeczą jest rozwiązywać problemy wspólnie, a nie przeciw sobie. Nie jestem zwolennikiem federalizacji UE. Zbyt duże są różnice poszczególnych państw należących do Unii. Federalizacja pociąga za sobą ogromne ryzyko, może wywołać pożar, który strawi to, co mamy w UE najcenniejszego. - Unia Europejskie nie powinna myśleć o sobie jak o wielkim imperium. Kiedy popatrzymy na historię świata, te zawsze upadały. Wolałbym widzieć Unię jako włoskie państwa okresu renesansu. Ten system stymulował poszczególnych członków. Nie przypadkiem to okres wielkiego rozwoju, wynalazków, czas, który stanął u narodzin Europy jako globalnego gracza. - Naturalnie u podstaw Unii leżą wartości, które powinny nas łączyć, ale one nie mogą zabierać przestrzeni dla wolności do działania w ramach ustalonych ram. Powinniśmy bronić wartości, w które wierzymy? Jak oceniać umowę z Chinami czy sankcje dla rosyjskich przedstawicieli reżimu? - Nie możemy zapomnieć, że to USA, a nie Chiny są naszym głównym partnerem. Umowa z Chinami jest nam potrzebna, bo to nasz ważny partner handlowy. Nie możemy jednak uzależnić europejskiej gospodarki od Chin ani oddawać strategicznej rozbudowy sieci 5G w ręce Huawei. - W relacjach z Rosją UE pokazuje słabość i bezradność. Wizyta Josepa Borrella w Moskwie odbyła się w złym momencie. To była smutna i skandaliczna podróż. Co tydzień ogłaszamy kolejny pakiecik sankcji dla Rosji z powodu Nawalnego. W moich oczach to nieskuteczne działania, które mają nam dawać alibi, że cokolwiek w tej sprawie robimy. - Ostatnio na listę sankcji został wciągnięty dyrektor służby więziennej. Nie może pojechać na Zachód, choć pewnie i tak wypoczywa w Soczi, zablokujemy mu zagraniczne rachunki, choć nie wiem, czy jakiekolwiek ma. Rosję to tylko rozśmieszy. Alexandr Vondra - czeski polityk, dyplomata, dysydent, sygnatariusz Karty 77, członek Solidarności Polsko-Czesko-Słowackiej. Przed upadkiem komunizmu w Czechosłowacji menadżer praskiej undergroundowej grupy muzycznej Národní třída, której wokalistą był jeden z najpopularniejszych współczesnych czeskich pisarzy Jáchym Topol. Od 2019 roku poseł do europarlamentu z ramienia partii ODS (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy). Pełnił funkcję m.in. czeskiego wicepremiera, ministra spraw zagranicznych, ministra obrony, czeskiego ambasadora w USA i doradcy prezydenta Vaclava Havla.