Eksperci podkreślają, że prezydencji węgierskiej za parę lat nikt nie będzie pamiętał, z kolei - czeską - aż za dobrze, ale nie z uwagi na wypracowane w tym czasie kompromisy. Czesi mieli ambitne cele, prezydencję przejęli w czasie narastania kryzysu gospodarczego i kryzysu gazowego w Europie. I choć skutecznie wynegocjowali porozumienie w kwestii gazowej, ich prezydencję postrzega się przez pryzmat sporów wewnętrznych i obalenia rządu premiera Mirka Topolanka, zauważa ekspert do spraw europejskich Paweł Świeboda. Jego zdaniem, jest to lekcja dla polskich polityków, by kampanii wyborczej nie przenosili na grunt europejski. Ekspert zaznaczył, że na naszą korzyść przemawia to, iż wybory w Polsce są zaplanowane od dłuższego czasu, w Czechach doszło natomiast do dynamicznej sytuacji rozpadu rządu i gwałtownego cyklu wydarzeń. W opinii Pawła Świebody, istnieje jednak u nas także ryzyko zainfekowania prezydencji kampanią wyborczą. Węgrzy, z kolei, którzy nam pałeczkę przekazali, wykonali dużo pracy u podstaw, o której za parę lat, na co zwrócił uwagę Paweł Świeboda, nikt nie będzie pamiętał. - To kolejna prezydencja, która przeszła bez echa - powiedział ekspert. Minister do spraw europejskich Mikołaj Dowgielewicz niechętnie ocenia prezydencje naszych partnerów z Grupy Wyszehradzkiej. Przestrzega jednak polityków przed konsekwencjami wewnętrznych sporów. Jak mówi, musimy mieć na uwadze, że debaty w polskim sejmie, różne gorące dyskusje, odbiją się echem w Europie. Z państw naszego regionu, w 2013 roku pracami Unii będzie kierować Litwa, w 2015- Łotwa, a rok później Słowacja.