Uważają oni, że Zeman w kampanii umiejętnie wykorzystał resentymenty narodowe. Wiele głosów przyniosło mu również poparcie konkretnych partii politycznych, kandydatów z pierwszej tury wyborów: korzystna dla Zemana była frekwencja niższa od tej w pierwszej turze z 11 i 12 stycznia - dodają. Według pełnych wyników wyborów za Zemanem opowiedziało się 54,8 proc. Czechów, podczas gdy jego rywal, Karel Schwarzenberg, przewodniczący konserwatywno-liberalnej partii Tradycja Odpowiedzialność Prosperity 09 i urzędujący minister spraw zagranicznych, dostał 45,19 proc. poparcia. Decydujące dla kampanii wyborczej było pytanie Zemana w debacie telewizyjnej o tzw. dekrety Benesza. Schwarzenberg - zgodnie z tym, co deklarował przed laty - powiedział, że dekrety dotyczące wysiedlenia niemal trzech milionów Niemców sudeckich z Czechosłowacji, formalnie obywateli czechosłowackich, "dziś zostałyby uznane za poważne naruszenie praw człowieka", a "ówczesny rząd wraz z prezydentem Beneszem trafiłby do Hagi". Schwarzenberg, który jest dziedzicem czeskiego rodu arystokratycznego, opowiada się za restytucją mienia kościelnego, wiele lat spędził na emigracji w Austrii, ma za żonę austriacką hrabiankę i posługuje się osobliwą formą języka czeskiego, przez tę wypowiedź dolał tylko oliwy do ognia. Obóz Zemana i otoczenie ustępującego prezydenta Vaclava Klausa oskarżyli go o obronę interesów niemieckich. Schwarzenberg przegrał "dzięki kampanii słabej złej" - Jeśli mówimy, że Milosz Zeman wygrał dzięki brudnej kampanii, nie należy zapominać, że Karel Schwarzenberg swój bój przegrał dzięki kampanii słabej i złej. Nie umiał definiować tematów, nie potrafił narzucać programu, a w decydującej chwili poprzez kompletnie niedyplomatyczną wypowiedź dosłownie nadział się na widły - podkreśla komentator polityczny liberalnego dziennika "Hospodarzske noviny" Petr Kambersky. Czeski politolog Josef Mlejnek jr. w rozmowie z PAP zauważył, iż nagle okazało się, że sprawy dotyczące patriotyzmu, języka, świadomości narodowej, grają w czeskiej polityce o wiele większą rolę, niż mogłoby się wydawać. "Ten czeski nacjonalizm jest silny, choć w spokojniejszych czasach tego nie widać na zewnątrz - mówił Mlejnek. - Te wszystkie kwestie nacjonalistyczne są głęboko zakorzenione i mają swe źródła w XIX wieku". Komentatorzy w Pradze zwracają także uwagę, że Zeman budował swój wizerunek i pracował nad swym wielkim powrotem do polityki od wyborów parlamentarnych z 2010 roku. Choć jego partia nie przekroczyła progu wyborczego, zaistniał w mediach jako ostry krytyk polityki centroprawicy i reformator lewicy. Tymczasem Schwarzenberg, choć prowadził aktywną kampanię w mediach, zwłaszcza w internecie, w swym otoczeniu nie miał żadnych specjalistów od marketingu politycznego, żadnych doradców, którzy powiedzieliby mu, jakich kwestii unikać. Prowincja wygrała z miastami Wyniki wyborów wskazują, że Schwarzenberg zwyciężył w miastach; poparła go głównie inteligencja i młodzież. Za Zemanem opowiedziała się prowincja i ludzie gorzej wykształceni. Patrząc na dane z regionów, o wiele większą przewagę niż w Czechach Zeman zyskał na Morawach i Śląsku. Zemanowi pomogło także wsparcie, jakie zaoferowały ugrupowania polityczne i osoby publiczne. Choć do końca nie było to pewne, przed drugą turą poparła go cała lewica, zarówno Czeska Partia Socjaldemokratyczna (CzSSD), z którą rozstał się w 2007 roku po sporze z jej ówczesnym szefem Jirzim Paroubkiem, jak i komuniści. Głosowała na niego duża także większość wyborców Jirzego Dienstbiera, kandydata socjaldemokratów oraz Jana Fischera - głównego rywala Zemana w pierwszej turze głosowania. Pomogło również poparcie urzędującego prezydenta Vaclava Klausa i jego obozu. - Milosz Zeman wygrał dzięki - nawet jak na czeskie warunki - personalnej i kłamliwej kampanii. Dlatego chciałoby się powiedzieć: "to nie jest mój prezydent". Ale byłoby to alibi tchórza - komentował Kambersky. Zauważył przy tym, że nie ma dokładniejszego badania stanu narodu, niż wybory powszechne. - Powiada się: "każdy naród ma taką władzę, na jaką zasłużył", co w przypadku prezydenta wybranego bezpośrednio oznacza dwie rzeczy - większość ludzi bądź nie zauważa oszustwa i kłamstwa, bądź nie uważa ich za istotny problem. Wyborcze zwierciadło jest niemiłosierne - podkreśla komentator.