- Jestem całkowicie i głęboko przekonany, że nie ma o co się niepokoić. Pytanie nie brzmi czy, ale kiedy Czechy ratyfikują traktat - powiedział dziś Fischer podczas wideokonferencji Praga-Bruksela. Czeski premier z powodu problemów z samolotem nie dotarł do Brukseli na zaplanowane spotkanie z przywódcami trzech unijnych instytucji. Podkreślał, że cały proces ratyfikacji w Czechach jest teraz w rękach Trybunału Konstytucyjnego, który jest "niezależny od wszelkich instytucji i polityki". Poinformował, że Trybunał zdecydował w przyspieszonym trybie ocenić nowy złożony przez 17 czeskich senatorów wniosek o zgodność Traktatu z Lizbony z czeską konstytucją. I wyraził przekonanie, że jeśli wyrok będzie pozytywny, a takiego się spodziewa, to "wszystko, co usłyszał od prezydenta (Vaclava Klausa) pozwala sądzić, że traktat podpisze". I Czechy zakończą ratyfikację "do końca roku". - Chcielibyśmy, by traktat wszedł w życie do końca roku, ale musimy respektować proces konstytucyjny w Czechach - powiedział premier Szwecji Fredrik Reinfeldt, sprawujący w tym półroczu funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej. - Potrzebujemy jednak 27 podpisów na papierze (..) Muszę prosić o wstrzymanie procesu konsultacji (w sprawie nominacji nowych lizbońskich stanowisk). Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości wszystko się wyjaśni - dodał. Dopiero w przyszłym tygodniu - jak się oczekuje - czeski Trybunał określi, jak długo zajmie mu rozpatrzenie wniosku. Ale nawet jeśli będą to tylko tygodnie, to raczej będzie za późno, by na szczycie 29-30 października przywódcy mieli już pewność co do wejścia w życie Traktatu z Lizbony. Reinfeldt poinformował dziennikarzy, że poprosił obecnego wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej Javiera Solanę do pozostania na swoim stanowisku nieco dłużej - "do końca października". Najpewniej jego następca zostanie wybrany na bazie Traktatu z Nicei, czyli na początku nie zasiądzie on w Komisji Europejskiej jako jej wiceprzewodniczący. Zostanie nim dopiero gdy ewentualnie wejdzie w życie Traktat z Lizbony. Taki manewr pozwoliłby też na wybór członków nowej Komisji Europejskiej, w zredukowanym, zgodnie z nicejskim traktatem, składzie. Kraj, który dostałby wysokiego przedstawiciela ds. polityki zagranicznej, nie miałby komisarza, ale tylko do czasu wejścia w życie Traktatu z Lizbony. Potem wysoki przedstawiciel wszedłby do KE jako jej wiceprzewodniczący. Nieoficjalnie w Brukseli mówi się, że na takie "poświęcenie" i tymczasowy brak komisarza jest gotowa Szwecja, a dokładnie jej minister spraw zagranicznych Carl Bild, który chętnie zastąpiłby Solanę. W Brukseli w konferencji brali też udział przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Barroso oraz przewodniczący Parlamentu Europejskiego Jerzy Buzek. - To nie jest forma presji z naszej strony. Ratyfikacja to suwerenna decyzja każdego z krajów - zapewnił Buzek. - Ale jesteśmy tu, by mówić o kosztach, jakie płaci Europa czekając na tę decyzję. 500 milionów obywateli Europy czeka. Zamiast zajmować się zmianami klimatycznymi, bezrobociem, kryzysem jesteśmy tu, by wciąż mówić o instytucjach - powiedział Buzek. Zapowiedział, że w piątek jedzie do Pragi i oczekuje spotkania z prezydentem Vaclavem Klausem, ale wciąż nie wiadomo, czy do niego dojdzie.