Rejon katastrofy odcinają tamy, za którymi panuje wysokie, grożące wybuchem stężenie gazów. Czelechovsky poinformował, że pracę na pierwszej zmianie podjęło 370 górników. W ciągu dnia zmieni się 600 osób. "To niedobra praca i stała się tragedia. Wciąż ryzykujemy" - mówił agencji CTK jeden z górników, który przyznał, że zastanawiał się nad zmianą zatrudnienia. "To takie nieprzyjemne uczucie. Wszyscy zastanawiamy się, co zastaniemy na dole, co się dzisiaj wydarzy" - powiedział inny górnik z porannej zmiany. Jak oświadczył Czelechovsky, wciąż trwają prace przy czterech tamach odcinających rejon katastrofy od reszty kopalni. Odcięty jest obszar o powierzchni 500 metrów na 500 metrów. Za tamami panuje bardzo wysokie stężenie wybuchowych gazów, a do odciętego chodnika wtłaczany jest azot. W ciągu najbliższych dni i tygodni sytuacja za tamami będzie monitorowana za pomocą specjalnych sond. Dane będą analizowane i dopiero na ich podstawie urząd górniczy może wydać zezwolenie na wejście ekip w rejon katastrofy w celu wydobycia na powierzchnię pozostałych pod ziemią ciał dziewięciu ofiar katastrofy. Jedne zwłoki wydobyto bezpośrednio po wybuchu, a kolejne trzy ciała w niedzielę tuż przed przerwaniem prac w rejonie wybuchu. 20 grudnia w chodniku na głębokości 800 metrów doszło do wybuchu metanu. Zginęło 13 górników - 12 Polaków i jeden Czech. Przy budynku kopalni wciąż płoną znicze upamiętniające ofiary tragedii. Górnicy, którzy przychodzili do pracy na pierwszą zmianę, zapalali kolejne światła. W szpitalu w Ostrawie pozostają dwaj ranni górnicy, z których jeden ma obszerne oparzenia i jest w stanie krytycznym. Czelechovsky zapowiedział, że w czwartek i piątek rodziny ofiar zaczną dostawać wsparcie od firmy OKD. Jak wyjaśnił, w pierwszej kolejności wypłacane będą zapomogi, a dopiero po Nowym Roku do górniczych rodzin trafią pełne odszkodowania w wysokości ponad 9 tys. euro. Piotr Górecki