W odizolowanym od pozostałych wyrobisk rejonie pożaru wciąż znajdują się ciała dziewięciu zmarłych górników. Wspólne wyjaśnianie przyczyn tragedii W czwartek szef Czeskiego Urzędu Górniczego (Cesky Bansky Urad - CBU) Martin Sztemberka oraz prezes Wyższego Urzędu Górniczego (WUG) Adam Mirek spotkali się w okręgowym urzędzie górniczym w Ostrawie, który w myśl czeskiego prawa automatycznie wszczął postępowanie po ubiegłotygodniowym wypadku. Uzgodniono zasady współpracy. "To, że polski urząd górniczy został przez czeskie służby zaproszony do prac komisji powypadkowej, to dobra wola pana prezesa Martina Sztemberki i czeskich kolegów. To także oznacza, że koledzy z Czech nie mają nic do ukrycia i nic nie chcą ukryć" - powiedział PAP prezes WUG, deklarując, iż polscy przedstawiciele zrobią wszystko co możliwe, by pomóc w pełnym wyjaśnieniu wszystkich okoliczności katastrofy. "Chcemy do końca wyjaśnić wszystkie okoliczności tego wypadku - taki jest nasz cel i wierzę, że tak się stanie" - dodał prezes CBU Martin Sztemberka, oceniając, iż jeżeli do katastrofy przyczyniły się jakieś błędy lub naruszenie przepisów bezpieczeństwa, komisja będzie w stanie to wykryć. Prezes Czeskiego Urzędu Górniczego wyjaśnił, że formalnie wyjaśnianiem okoliczności wypadku w kopalni CSM Stonowa nie zajmuje się specjalnie powołana komisja, ale zespół w okręgowym urzędzie górniczym w Ostrawie, który zaczął działać automatycznie, z mocy prawa, zaraz po wypadku. Na jego czele stoi szef ostrawskiego urzędu, a w jego skład - oprócz przedstawicieli nadzoru górniczego - wchodzą także związkowcy, przedstawiciele kopalni (jako obserwatorzy), a w miarę potrzeb zapraszani są eksperci. Przedstawiciele strony polskiej - prezes WUG Adam Mirek oraz dyrektor departamentu górnictwa w tym urzędzie Zbigniew Rawicki - będą mogli brać udział we wszystkich czynnościach, będą mieli dostęp do wszystkich materiałów, będą mogli podpowiadać i pomagać, ale nie będą osobami decyzyjnymi w ramach zespołu - nie pozwala na to czeskie prawo. Prezes WUG Adam Mirek podkreślił, że ma pełne zaufanie do strony czeskiej. "Nie ma żadnego powodu, by cokolwiek ukrywać. Badania powypadkowe - tak w Czechach, jak i w Polsce, prowadzi się nie po to, żeby coś ukryć, ale żeby wyjaśnić przyczyny i wyciągnąć wnioski na przyszłość - to są rzeczy najważniejsze dla prac komisji" - powiedział. Kiedy będzie możliwe bezpieczne wejście? W ocenie prezesa Sztemberki, możliwość bezpiecznego wejścia w otamowany rejon kopalni CSM Stonawa, gdzie nadal znajdują się ciała dziewięciu górników zabitych przez wybuch metanu, może pojawić się nawet za 2-3 miesiące lub później. Przypomniał, że rejon podziemnego pożaru z reguły uważa się w za w pełni bezpieczny po ok. pół roku od zdarzenia, choć zastrzegł, że wcale nie musi tak być w tym przypadku. Jednak - w ocenie prezesa - wymieniany wcześniej w mediach okres 3-4 tygodni do potencjalnego otwarcia otamowanego rejonu to założenie - jak powiedział - "bardzo optymistyczne". Prezes CBU poinformował, że w przyszłym tygodniu mają rozpocząć się przesłuchania świadków wypadku, w tym - w miarę możliwości - górników, którzy przeżyli zapalenie i wybuch metanu. Sztemberka zastrzegł, że terminy przesłuchań będą zależały m.in. od stanu zdrowia górników - być może przesłuchanie części z nich trzeba będzie odłożyć. Na pewno w przyszłym tygodniu przesłuchani będą ratownicy uczestniczący w akcji po wypadku. "Nie ma szans, by doszli tam ratownicy" Martin Sztemberka potwierdził, że akcja ratownicza w kopalni CSM Stonawa została formalnie zakończona, a rejon pożaru został odizolowany od pozostałych wyrobisk specjalnymi tamami. W ocenie prezesa CBU, kontynuowanie akcji w skrajnie trudnych warunkach, wobec wysokiej temperatury oraz koncentracji i wybuchowego stężenia gazów, byłoby narażeniem życia ratowników. Prezes przypomniał, że w niedzielę, jeszcze przed zamknięciem tam, ratownicy weszli w zagrożony rejon i wydostali stamtąd ciała trzech kolejnych górników (pierwsze ciało wydobyto krótko po katastrofie - PAP); ratownicy wiedzą też, gdzie znajduje się ciało kolejnego górnika, jednak nie byli już w stanie tam dojść. "W niedzielę udało się wyciągnąć ciała czterech górników. Gdyby chcieli dojść do czwartego, może za chwilę trzeba byłoby iść po trzech kolejnych zmarłych - tym razem ratowników; nie możemy ich narażać" - zaznaczył Sztemberka, podkreślając, że w niedzielę w rejonie katastrofy nadal był pożar i wybuchowe stężenia gazów. "Z 90-procentowym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że ciała ośmiu górników (położenie jednego z ciał jest znane - PAP) są w miejscu, gdzie nadal jest pożar. Nie ma szans, by doszli tam ratownicy, płomień jest z obu stron wyrobiska" - relacjonował PAP prezes CBU. Jak mówił, także budowanie tam, które odizolowały rejon pożaru, odbywało się w bardzo niebezpiecznych warunkach - był moment, kiedy z powodu m.in. wzrostu temperatury wycofano ratowników budujących tamę, a chwilę później znów doszło w pobliżu do wybuchu metanu. Obecnie - po zamknięciu tam - warunki w zamkniętym rejonie są monitorowane, tłoczony jest tam także azot (ok. 4 tys. m sześc. na godzinę), który ma spowodować wyparcie tlenu i w efekcie zduszenie pożaru. "Musimy czekać, aż warunki za tamami - przede wszystkim skład atmosfery i temperatura - będą takie, by można było bezpiecznie tam wejść. Wejście będzie możliwe tylko za pozwoleniem okręgowego urzędu górniczego" - wyjaśnił prezes CBU, wskazując, iż kopalnia zwróci się do urzędu o taką zgodę, gdy - na podstawie prowadzonych stale pomiarów - uzna warunki za bezpieczne. Zginęło 13 górników W czwartek, 20 grudnia w kopalni CSM Stonawa w gminie Karwina, w chodniku na głębokości ponad 800 m doszło do zapalenia wybuchu metanu. Zginęło 13 górników - 12 Polaków i jeden Czech. Przy budynku kopalni wciąż płoną znicze upamiętniające ofiary tragedii. W czwartek kopalnia wznowiła wydobycie węgla. Górnicy, którzy przychodzili na pierwszą zmianę, zapalali kolejne znicze. W szpitalu w Ostrawie pozostają dwaj ranni górnicy, z których jeden ma obszerne oparzenia i jest w stanie krytycznym. Utrzymywany jest przez lekarzy w śpiączce farmakologicznej. Drugi z górników ma oparzenia na około 10 proc. powierzchni ciała. Jest w stanie stabilnym, w kontakcie z lekarzami.