Hodacz z pomocą policji i ochroniarzy wszedł aby sprawdzić dokumenty około 40 zgromadzonych tam osób. Od wczoraj drzwi do newsroomu są strzeżone przez ochroniarzy. Protestującym dziennikarzom powiedziano, że wolno im wyjść, ale nie będą mogli wrócić. Dlatego pod okno pomieszczenia na drugim piętrze podstawiono drabinę. Hodacz zareagował błyskawicznie. - Nie może być tak, że do publicznej telewizji różni ludzie wchodzą i wychodzą bez żadnej kontroli - stwierdził. Głos zabrał także jeden z protestujących dziennikarzy. Michal Kubal, powiedział, że przez okno wniesiono przenośną toaletę, by zajmujący pomieszczenia newsroomu - nie musieli ich opuszczać. Konflikt w czeskiej telewizji rozpoczął się tuż przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy Rada Czeskiej Telewizji odwołała poprzedniego dyrektora generalnego Duszana Chmeliczka i pośpiesznie mianowała na jego miejsce Jiriego Hodacza - związanego z Obywatelską Partią Demokratyczną - byłego premiera Vaclava Klausa. Starzy pracownicy telewizji zaprotestowali - podkreślali - to upolitycznianie publicznych mediów. Hodacz i wierni mu dziennikarze - przez parę dni produkowali i nadawali swoje "oficjalne" programy informacyjne. Dziennikarze - swoje "pirackie"... W końcu po masowych protestach mieszkańców Pragi, oburzeniu opinii publicznej i krytyce prezydenta - Hodacz wyłączył nadajniki. W czwartek musiał je uruchomić ponownie. Emisja ruszyła, ale Hodacz nadal wyłącza przekaźniki w trakcie przygotowywanych przez buntowników wiadomości. W efekcie w publicznej czeskiej telewizji można obejrzeć co najwyżej filmy, sport i teleturnieje.