Na spotkanie z uczestnikami uroczystości Havel przyszedł w tzw. bundzie czyli w skafandrze oraz w dżinsach. W takim też stroju złożył kwiaty oraz zapalił świeczkę u stóp tablicy pamiątkowej. Dawnym dysydentom to nie przeszkadzało, jedynie niektórzy "nowsi" politycy kręcili głowami. Salomonowe wyjście z niezręcznej sytuacji znalazł Havel natomiast w Pałacu Sztuki. Dyrekcja nie chciała tam wpuścić artysty plastyka, Davida Czarnego po odbiór cenionej w Czechach nagrody artystycznej. Nie chciała wpuścić ponieważ laureat przyszedł w dżinsach. Na wieść o tym Havel przyjechał do Pałacu, także w dżinsach, wziął dyplom i wszystko co do niego należało i wręczył to wszystko artyście na schodach przed Pałacem. Kiedy już było po wszystkim prezydent miał powiedzieć "ne vadi, panie Davide, teraz możemy iść na piwo..."