Zdaniem gazety głównymi postaciami historii byli agent rosyjskiego wywiadu i jego znajoma, młoda czeska major, prowadząca gabinety wojskowych. Dzięki kobiecie szpieg zdobywał poufne informacje. Dziennik tytułuje ją czeską "Matą Hari". Nikt nie potrafi powiedzieć, jak ważne informacje pozyskał Rosjanin. Nie jest jasne, czy kobieta współpracowała z nim świadomie, czy nieświadomie. "Zidentyfikowaliśmy i wyeliminowaliśmy próbę przeniknięcia rosyjskiego wywiadu wojskowego do wpływowych struktur dowódczych armii celem pozyskania poufnych informacji z najwyższych szczebli resortu obrony" - poinformował w swym tegorocznym sprawozdaniu czeski wywiad wojskowy. Jednak według "Mladej fronty Dnes" za lakonicznym komunikatem skrywa się największa afera szpiegowska w Czechach w ostatnich latach, a także "rozległe personalne trzęsienie ziemi na najwyższych stanowiskach dowódczych". Dziennik powołuje się na anonimowe, wiarygodne źródło, znające szczegóły całej sprawy. W aferze pojawia się agent rosyjskich służb Robert R., pracujący jako psycholog w jednej z czeskich instytucji państwowych. Młoda major, pracująca w sztabie w Ołomuńcu, przyjaźniła się z nim. Kontakty pani major z rosyjskim agentem od co najmniej pięciu lat śledził czeski kontrwywiad. Agent ostatecznie jednak uciekł do Rosji, major w wojsku już nie pracuje, ale z powodu działań obcej agentury na przełomie 2009 i 2010 roku pracę stracili generałowie Frantiszek Hrabal, Josef Sedlaka i Josef Proksz. Dziennik dodaje, że oficerowie nie musieli nic widzieć o kontaktach pani major z rosyjskim agentem. Mimo to Hrabal musiał opuścić fotel szefa Kancelarii Wojskowej Prezydenta Republiki Czeskiej, Sedlak przestał być przedstawicielem Czech przy Naczelnym Dowództwie NATO w Europie, a Proksz stracił stanowisko pierwszego zastępcy szefa Sztabu Generalnego Republiki Czeskiej. Media w Czechach informowały wówczas, że generałowie odchodzą z armii na własne żądanie.