Na miejscu zginęło 17 osób, w tym jedno dziecko. Dwie osoby zmarły już po przewiezieniu do szpitala. W sumie w tym największym wypadku drogowym w Czechach ranne zostały 34 osoby. Stan sześciu z nich jest bardzo ciężki, w tym jednej osoby - krytyczny. Piętrowym autobusem "neoplan", będącym własnością jednego z biur podróży w Sokolovie w północno-zachodnich Czechach, z narciarskich wakacji w austriackich Alpach wracali czescy turyści. Przyczyny wypadku nie są jeszcze znane. Z zeznań świadków wynika, że autokar, którego obaj kierowcy przeżyli katastrofę i byli już przesłuchiwani przez policję, w miejscowości Nażidla koło miasteczka Kaplice nagle zjechał na przeciwległy pas ruchu, przerwał barierki ochronne i runął z 7-metrowej skarpy. Policja rozpatruje trzy wersje przyczyny tragedii: zaśnięcie kierowcy, zderzenie z dzikim zwierzęciem ( np. jeleniem), albo techniczne uszkodzenie pojazdu np. systemu kierowniczego lub hamulcowego. Autobus uderzył w ziemię z tak potężną siłą, że jego dach został całkowicie zmiażdżony. Akcja ratownicza trwała przez wiele godzin. Jednym z pierwszych na miejscu zdarzenia był lekarz Martin Kuba z karetki pogotowia ratunkowego w Czeskich Budziejowicach. "Skala tej tragedii była ogromna. Z czymś takim nie spotkał się nikt spośród tych, którzy uczestniczyli w akcji ratowniczej" - powiedział. - Na miejscu słuchać było jedynie krzyk i jęk rannych, płacz i wołanie rozpaczy tych, których najbliżsi zginęli. Była noc. Akcja przebiegała w trudno dostępnym terenie. Panował chaos. To, co widzieliśmy, poruszyło nawet najbardziej doświadczonych lekarzy - powiedział jeden z ratowników. Miejsce wypadku nadal jest całkowicie zamknięte dla ruchu. Dla samochodów osobowych i ciężarowych korzystających z jednego z największych czesko-austriackich przejść granicznych Dolni Dvorzisztie - Wullowitz policja wyznaczyła trasy objazdowe.