Policjanci użyli gazu łzawiącego przeciwko protestującym, którzy rzucali kamieniami i butelkami. Rannych jest kilku demonstrantów i co najmniej siedmiu funkcjonariuszy. Do starć doszło przed uroczystością i w jej trakcie. Intronizacja odbyła się przy zastosowaniu wzmożonych środków bezpieczeństwa. Barykady na drogach W sobotę do Monasteru Cetyńskiego, męskiego prawosławnego klasztoru, przybyli, pod ochroną policji, Joannicjusz II i patriarcha serbskiej Cerkwi Porfiriusz. Demonstrujący wznosili prowizoryczne barykady na drogach próbując uniemożliwić przybycie dostojników kościelnych i państwowych do miasta. Po niedzielnej uroczystości Joannicjusz II powiedział, że "podziały zostały stworzone sztucznie". - Zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy, by je usunąć, ale zajmie to wiele czasu - zapewnił. Prezydent Czarnogóry Milo Djukanović przybył do Cetyni. Zadeklarował, że zachowuje bezstronność jako prezydent wszystkich obywateli, ale też podziękował protestującym za strzeżenie interesów narodowych przed domniemanymi próbami ze strony Serbii narzucania swych wpływów za pośrednictwem Cerkwi. "Próba aktu terroru" Tymczasem uważany za polityka proserbskiego premier Zdravko Krivokapić, który nazwał protesty "próbą aktu terroru", udał się do Podgoricy. Przed inauguracją Joannicjusza II tysiące mieszkańców witało w Podgoricy metropolitę i serbskiego patriarchę. Premier Serbii Aleksandar Vuczić złożył gratulacje nowemu zwierzchnikowi Cerkwi w Czarnogórze i pochwalił rząd tego kraju, że mimo protestów nie odwołał intronizacji. Vuczić zapewnił też, że Serbia nie ma żadnych "aspiracji" dotyczących Czarnogóry, a chce jedynie "jak najbliższych i najlepszych relacji". Do Serbskiej Cerkwi Prawosławnej, która ma siedzibę w Belgradzie, należy znaczna większość prawosławnych Czarnogórców. Zdaniem ekspertów władze Serbii wykorzystują Cerkiew do ingerowania w wewnętrzne sprawy Czarnogóry. Kraj ten odłączył się od Serbii i stał się niepodległym państwem w 2006 roku. Około 30 proc. ludności identyfikuje się jako Serbowie.