Policja otoczyła kordonem gmachy instytucji publicznych, w tym parlament i siedzibę rządu, gdzie Djukanović ma swoje biuro. Jednak w odróżnieniu od podobnej demonstracji w sobotę, tym razem nie doszło do większych incydentów. Andrija Mandić, przywódca Frontu Demokratycznego, największego ugrupowania opozycyjnego, wzywał demonstrantów do powstrzymania się od aktów przemocy. Zapowiedział dalsze protesty jeśli żądania opozycji nie zostaną spełnione. "Jeżeli do najbliższej soboty nie powstanie rząd tymczasowy a Djukanović nie odejdzie, ludzie z całej Czarnogóry zjawią się w Podgoricy" - powiedział Mandić. Rządząca koalicja i ugrupowania opozycyjne uzgodniły, że w najbliższym czasie parlamentarna komisja ds. bezpieczeństwa zbada czy policja nie przekroczyła swych uprawnień podczas starć z demonstrantami w sobotę. Przeciwnicy obecnych władz twierdzą, że "kraj jest rządzony jak udzielne księstwo przez tę samą polityczną elitę od 20 lat". Opozycja zarzucają rządowi autorytaryzm i wywieranie nacisków na opozycję. W przyszłym roku w Czarnogórze mają się odbyć wybory do parlamentu. 650-tysięczna Czarnogóra, która w 2006 r. odłączyła się od Serbii i uzyskała niepodległość, ubiega się o członkostwo w Unii Europejskiej i ma szansę jeszcze w tym roku dołączyć do NATO. Jednak niepokój Zachodu i obrońców praw człowieka nadal budzi wysoki poziom korupcji i zorganizowanej przestępczości.