"To najgorszy rok w naszym życiu. Nie mogliśmy świętować Bożego Narodzenia w domu bez naszego syna" - mówi pani Kinga w rozmowie z brytyjskim serwisem i przyznaje, że zdecydowali z mężem, aby rozproszyć prochy dziecka w miejscu, gdzie jest "ciepło i pięknie". Dlatego pojechali na Cypr. Prochy były umieszczone w drewnianej urnie, znajdującej się w czarnym plecaku. Było na niej wskazane imię chłopaka oraz data jego urodzenia i śmierci (2000-2019). Deniss, jak twierdzą rodzice, zginął tragicznie latem tego roku. Gdy jednak Polacy zatrzymali się na posiłek w jednej z restauracji u wybrzeży Cypru, ich samochód został skradziony. A razem z nim szczątki syna. "To dla nas absolutnie wyjątkowa rzecz, dlatego mam nadzieję, że urna z prochami zostanie znaleziona" - twierdzi Polka.