Ekonomiści twierdzą, że eksplozja w elektrowni może kosztować Cypr, który i tak już znajduje się pod presją rynków z powodu swoich powiązań z pogrążoną w kryzysie Grecją, nawet miliard euro. Wybuch pozbawił wyspę połowy dostaw energii. "Aby uniknąć najgorszego, w tym przyjęcia do mechanizmu pomocowego i wszystkiego co pogrąża gospodarkę (...) należy niezwłocznie wprowadzić dalsze i bardziej drastyczne środki" - napisał Orfanides do prezydenta Cypru Dimitrisa Christofiasa w liście z 18 lipca, którego kopie otrzymali również szefowie partii politycznych. "Biorąc pod uwagę wszystkie fakty - niekorzystne środowisko międzynarodowe, trudności z korzystaniem z pożyczek zagranicznych oraz dodatkową presję ekonomiczną spowodowaną ostatnimi wydarzeniami - uważam, że gospodarka jest w stanie zagrożenia porównywalnego do sytuacji z 1974 roku" - napisał Orfanides, mając na myśli turecką inwazję na północ Cypru, do której doszło po inspirowanym przez Grecję zamachu stanu, co doprowadziło do podziału wyspy. Orfanides, który jest członkiem rady zarządzającej Europejskiego Banku Centralnego, po raz pierwszy zasugerował, że Cypr może uczestniczyć w mechanizmie pomocowym, pomimo tego że koszty obsługi długu wyspy rosły już przed wybuchem. Silna eksplozja skonfiskowanej irańskiej amunicji w bazie wojskowej 11 lipca spowodowała śmierć 13 ludzi. Poważnie uszkodzona została pobliska elektrownia, największą na całym Cyprze. Od tego czasu na południu wyspy dochodzi do przerw w dostawach prądu. Po wypadku do dymisji podali się ministrowie spraw zagranicznych i obrony, a wielu polityków domaga się również ustąpienia prezydenta Christofiasa. Przy deficycie budżetowym na poziomie 5,1 proc. PKB i długu publicznym wynoszącym 60 proc. PKB sytuacja Cypru jest znacznie lepsza niż innych krajów strefy euro, które zwróciły się pomoc międzynarodową: Grecji, Irlandii i Portugalii. Jednak inwestorzy obawiają się, że może się ona pogorszyć z powodu zależności wyspy od greckiej gospodarki.