Były rzecznik prasowy Białego Domu Scott McClellan oznajmił w czwartek w programie telewizji CNN, że poprze w wyborach Obamę. Nie jest to jednak niespodzianką, gdyż McClellan w opublikowanej niedawno książce mocno skrytykował swego byłego szefa i jego ekipę. W ostatnią niedzielę poparcie dla demokratycznego kandydata wyraził były sekretarz stanu w gabinecie Busha, Colin Powell, jeden z najpopularniejszych polityków amerykańskich. Głosowanie na Obamę zapowiada wielu mniej znanych Republikanów, m.in. Ken Adelman, były wysoki urzędnik w administracji prezydenta Reagana, który był jednym z doradców Busha za jego pierwszej kadencji. Zasłynął wtedy powiedzeniem, że wojna w Iraku będzie "spacerkiem". Popierająca Obamę telewizja MSNBC porównała przechodzenie do obozu Obamy do "ucieczki z tonącego okrętu". Liczni konserwatyści krytykują m.in. wybór jako kandydatki na wiceprezydenta Sary Palin, która - zdaniem zdecydowanej większości komentatorów - nie ma kwalifikacji do ewentualnego zastąpienia w Białym Domu 72-letniego Johna McCaina. Czołowy centroprawicowy publicysta David Brooks nazwał Palin "fatalnym rakiem dla Partii Republikańskiej (GOP)". Gubernator Alaski początkowo zmobilizowała wokół McCaina prawicową bazę partii, ale zraziła do GOP niezależnych wyborców. Jak wynika z najnowszego sondażu "New York Timesa" i telewizji CBS News, Obamę popiera obecnie większość wyborców w segmentach elektoratu, które w wyborach w 2004 r. głosowały na Busha. Chodzi tu o takie kategorie jak osoby o dochodach powyżej 50 tys. dolarów rocznie, zamężne kobiety, mieszkańcy przedmieść wielkich miast (zwykle bardziej zamożni niż mieszkańcy centrów) oraz biali katolicy. McCain utrzymuje przewagę w grupie białych mężczyzn, ale ostatnio przewaga ta topnieje. Sondaż "NYT", opublikowany w piątek, daje obecnie przewagę Obamie w relacji 52 do 39 procent wśród wyborców, którzy zapowiadają, że 4 listopada będą głosować. Wśród wyborców zarejestrowanych do głosowania demokratyczny kandydat prowadzi w niemal identycznym stosunku: 51 do 38 procent.