Starsze pokolenie Chińczyków, wierne tradycji konfucjańskiej, nie akceptuje homoseksualizmu. Od dzieci wymagają przede wszystkim potomka i przedłużenia rodu."Rodzice naciskali, żebym znalazł żonę. Nie mogłem im powiedzieć (o swojej orientacji seksualnej). Pod presją czułem się coraz bardziej nieszczęśliwy" - opowiada 35-letni przedsiębiorca i homoseksualista z Kantonu, posługujący się imieniem Tim. "Myślałem o ucieczce, o wyjeździe do innego miasta. Ale wtedy oni by dzwonili i naciskali dalej - wspomina. - Wtedy znajomi geje powiedzieli mi o takim rozwiązaniu. Postanowiłem spróbować". Za radą znajomych zalogował się na jednej z kilkudziesięciu grup w mediach społecznościowych, gdzie geje i lesbijki z Kantonu szukają kandydatów na małżonków na niby. Ani sam pomysł, ani nazwa "lawendowe małżeństwo" nie pochodzą z Chin. Terminem tym określa się na Zachodzie związki zawierane w celu ukrycia prawdziwej orientacji jednego lub obojga małżonków - jak choćby dwa małżeństwa podejrzewanego o homoseksualizm kultowego hollywoodzkiego amanta Rudolfa Valentino. Jednak w Chinach fenomen ten stał się masowy. Tylko jeden z portali internetowych kojarzących lawendowe pary, ChinaGayLes.com, ma ponad 388 tys. zarejestrowanych użytkowników. Profil 28-letniej Bunny15 opowiada typową dla nich historię: "Nie chciałam brać ślubu, ale presja nasila się z dnia na dzień, wpływa na moje życie, dlatego poważnie przygotowuję się do małżeństwa pozornego". Serwis chwali się, że za jego pośrednictwem pobrało się już prawie 47 tys. par. Na grupie społecznościowej Tim poznał pięć dziewczyn. Spotkał się z nimi i choć żadna mu do końca nie odpowiadała, zdesperowany wybrał jedną z nich. Jak wspomina, od razu ustalili, że po ślubie zachowają pełną wolność osobistą, a wydatki na dziecko podzielą na pół. Mieli też zamieszkać w mieszkaniu należącym do Tima. "Nie liczę każdego juana. Mogę płacić więcej niż moja żona. Jestem gejem, ale wciąż jestem mężczyzną, a mężczyzna powinien brać na siebie większy ciężar finansowy" - ocenia Tim. Wyjaśnia, że na rynku matrymonialnym gejów i lesbijek panują podobne reguły jak wśród heteroseksualistów. "Ładne lesbijki, te, które ubierają się jak kobiety i mają długie włosy, szukają sobie bogatych gejów z mieszkaniem i samochodem" - mówi. U kobiet najbardziej liczy się uroda, a u mężczyzn - grubość portfela. Wkrótce Tim poślubił poznaną na grupie lesbijkę. Już pierwszego dnia na nowej drodze życia niewiele brakowało, by zostali zdemaskowani. "Ślub odbył się w mieszkaniu moich rodziców i tam też spędzaliśmy noc poślubną. Wtedy jeszcze nie znałem za dobrze mojej żony, więc spałem na podłodze. Rano obudziło mnie pukanie do drzwi, instynktownie zerwałem się z podłogi i wskoczyłem do łóżka. W ostatnim momencie, bo do pokoju zajrzała moja matka" - wspomina z uśmiechem. Ślub to jednak zaledwie pierwszy krok do uszczęśliwienia chińskich rodziców. Presja ustała dopiero rok temu, gdy Timowi urodziło się dziecko. "Teraz jest znacznie lepiej. Nie wyobrażam sobie, jak ciężkie byłoby moje życie, gdybym tego nie zrobił" - mówi mężczyzna, pokazując PAP nagrania przedstawiające jego ojca radośnie bawiącego się z wnukiem. Tim nie żałuje swojej decyzji. Przyznaje, że między nim a żoną nie ma miłości, co z pewnością "jakoś chemicznie wpłynie na dziecko". Uważa jednak, że to nie brak uczucia jest przyczyną większości problemów młodych małżeństw. "Największym problemem są detale praktycznego życia. Dzisiaj młodzi ludzie chcą mieć przywileje, ale nie chcą obowiązków. Chcą być doceniani za swoją osobowość, ale nie chcą odpowiedzialności" - mówi. "Moja żona też taka była. W pewnym momencie nie wytrzymałem i powiedziałem jej: przestań mi opowiadać o swojej osobowości, a zamiast tego posprzątaj mieszkanie" - wspomina. Nieco innym problemem Chin jest fenomen tzw. tongqi (dosł. homo-żony), czyli heteroseksualnych kobiet, które wyszły za gejów, nie wiedząc o ich orientacji. Szacunki socjologów mówią o nawet 18 milionach takich kobiet w kraju. Według chińskiej seksuolog i działaczki LGBT Li Yinhete kobiety przez całe małżeńskie życie cierpią upokorzenia, gdyż mężowie nie okazują im zainteresowania, a niektóre doświadczają z ich strony również przemocy fizycznej. Są też bardziej narażone na choroby weneryczne. W ocenie Tima część takich kobiet, szczególnie na wsi, wcale nie narzeka na swoją sytuację, gdyż ponad życie uczuciowe przedkładają stabilność finansową, wypełnienie norm społecznych i zadowolenie rodziny. "Osobiście nigdy nie ożeniłbym się z heteroseksualistką, bo codziennie musiałbym udawać, że boli mnie głowa" - przyznaje. Zaznacza, że on nie będzie zmuszał swojego syna do małżeństwa, bo najbardziej zależy mu na jego szczęściu. Sam chce się poświęcić pracy, by osiągnąć w swoim życiu coś niezwykłego. "Moi rodzice uważają, że jedynym celem w życiu człowieka jest spłodzenie i wychowanie dziecka. Ja się z tym nie zgadzam. Chcę zrobić coś wspaniałego, z czego będę mógł się cieszyć, gdy będę stary" - mówi, ale nie precyzuje, co dokładnie ma na myśli.