- Najważniejszą kwestią dla Zielonych w najbliższych tygodniach jest: jak zbudować koalicję opozycji przeciwko reelekcji Barroso na przewodniczącego Komisji Europejskiej. Nie możemy sobie pozwolić na powtórkę jego przywództwa i jego polityk - oświadczył Cohn-Bendit. Zapowiedział, że celem Zielonych jest "zbudowanie koniecznej koalicji z socjalistami, liberałami i partiami lewicowymi". Według najnowszych szacunków Zieloni zdobyli w nowym PE od 51 do 53 mandatów. To znaczny sukces, biorąc pod uwagę, że w minionej kadencji mieli tylko 43 miejsca, a ponadto z 785 do 736 zmalała liczba wszystkich eurodeputowanych. - To jest historyczny dzień dla polityki ochrony środowiska w Europie. W wielu krajach rekordowa liczba wyborców głosowała na naszą wizję przyszłości - komentował jeszcze w niedzielę wyniki wyborów Cohn-Bendit. Ale jego pomysł, by stworzyć koalicję przeciwko zwycięskiej największej, chadeckiej frakcji Europejskiej Partii Ludowej (EPL) (zdobyła ok. 263 mandatów) i jej kandydata Barroso na szefa KE, może być trudny do realizacji. Łącznie wymienione przez niego frakcje, nawet gdyby się dogadały (co w przypadku liberałów jest wątpliwe), i tak nie mają większości w PE, czyli 369 eurodeputowanych. Socjaliści mają mieć 162 mandaty, liberałowie 80, a różne partie lewicowe i komuniści 33. Czyli razem z Zielonymi - góra 328. Lider liberałów Graham Watson wezwał z kolei w poniedziałek do zbudowania koalicji partii centroprawicowych, czyli z udziałem zwycięskiej EPL i ALDE (Porozumienia Liberałów i Demokratów na rzecz Europy). - Mamy obowiązek posłuchać wyborców, którzy poszli do urn. A oni wybrali partie centroprawicowe. Dlatego najbardziej oczywisty jest sojusz centroprawicy. Nie tylko techniczny (by wybrać szefa PE), ale też polityczny i ideologiczny - powiedział Watson. Zgodnie z Traktatem z Nicei, zarówno przewodniczący KE, jak i komisarze, choć są wybierani przez rządy, muszą uzyskać aprobatę większości eurodeputowanych.