Okres III Rzeszy był niewątpliwie najtrudniejszym dla dalszego funkcjonowania Pruskiej Biblioteki Państwowej (Preußische Staatsbibliothek) w Berlinie - tzw. "Berlinki". Próbowano dokonywać ideologicznych ingerencji zarówno w kwestie funkcjonowania placówki, jak również w posiadane zbiory, a raczej ich twórców. Zlikwidowano osobny pokój ze spuścizną Felixa Mendelssohna Bartholdy’ego, a w katalogu muzykaliów każdy tytuł autorstwa osoby pochodzenia żydowskiego oznaczono czerwoną literą "R". W owym czasie w berlińskich zbiorach znajdowało się 3 miliony woluminów, 360 tys. drukowanych publikacji muzycznych, 475 tys. autografów, 72 tys. pism orientalnych oraz rękopisów muzycznych ze zbiorów słynnych uczonych i poetów. Dodatkowo w bibliotece umieszczono 300 tys. rozmaitych dokumentów i ponad 7 tys. inkunabułów.Pierwsza decyzja o ukryciu najcenniejszych zbiorów zapadła już pod koniec sierpnia 1939 roku. Wówczas to na polecenie władz, znających plan rozpoczęcia wojny, z budynku Pruskiej Biblioteki część wybranych dzieł przeniesiono na pewien czas do schronu, znajdującego się pod Ministerstwem Gospodarki Rzeszy. W następnych miesiącach ulokowano tam także skrzynie z kolejnymi wartościowymi zbiorami. Co prawda obawa, że cenne cymelia zostaną zniszczone podczas nalotu pozostała, jednak w zasadzie nie robiono nic więcej. Zwłaszcza, że w początkowym okresie II wojny światowej to Luftwaffe bombardowała miasta Polski, Belgii, Francji, Jugosławii, Grecji i Anglii. Miasta niemieckie, poza pojedynczymi nalotami RAF na Zagłębie Ruhry w 1940 r., były nadal bezpieczne. Dopiero nalot Brytyjczyków na Berlin z 9 kwietnia 1941 r., podczas którego uszkodzono budynek biblioteki oraz zniszczono stojącą obok operę, uświadomił wszystkim, że ewakuacja zbiorów jest najpewniejszym sposobem ich ocalenia. Idealny magazyn dla najcenniejszych zbiorów Dyrektor generalny placówki, Hugo Krüss, nakazał więc dr. Wilhelmowi Poewe, pełniącemu funkcję dyrektora administracyjnego, znaleźć odpowiednie lokum. Nowy organizator ewakuacji, członek NSDAP, odrzucił pomysł Georga Schünemanna, szefa działu muzycznego, by najcenniejsze rękopisy przenieść do podziemi berlińskiego Ministerstwa Wojny. Dodał przy tym, że zbiory należy rozproszyć, albowiem zgromadzenie ich w jednym miejscu, może doprowadzić do całkowitej zagłady eksponatów. Wzorował się tutaj na doświadczeniach Francuzów, którzy w 1940 r. ewakuowali zbiory biblioteczne z Paryża do dwóch miejsc położonych na prowincji. Zasadniczą modyfikacją było to, że Poewe podzielił pruskie księgozbiory na 29 części. Celem dodatkowego zabezpieczenia wybrano z poszczególnych działów pojedyncze, najbardziej wartościowe egzemplarze, umieszczając je w kilku składnicach. W szczególności chodziło o bezcenne manuskrypty muzyczne, np. "Wesele Figara" Wolfganga Amadeusza Mozarta, czy słynną IX symfonię - "Symfonię radości" - Ludwika van Beethovena. Ponieważ papier wymaga odpowiednich warunków przechowywania, dlatego decyzja o umieszczeniu dokumentów w danym miejscu wymagała podjęcia szczególnych kroków i wymuszała zastosowanie odpowiednich procedur. Co cenniejsze woluminy oddzielnie owijano w zwykły papier nasączony olejem, aby w ten sposób uchronić je częściowo przed wilgocią. Zdarzało się, iż umieszczano je w pudełkach, wyłożonych falistą tekturą, te zaś pojedynczo wkładano do drewnianych skrzyń o wymiarach 75×70×50 cm lub 60×60×80 cm, wykonanych z mocnego i odpornego na wilgoć drewna. Wieko każdej z nich zabijano gwoździami, a następnie, rozgrzanym żelazem, wypalano na nich litery "PSB" oraz stosowny numer odpowiadający oznakowaniu w katalogu. Pozostało jeszcze wybrać region potencjalnie bezpieczny od nalotów, a w dalszej kolejności odnaleźć odpowiedni kościół, klasztor, zamek, pałac, czy archiwum miejskie. Pierwszą część zbiorów z Biblioteki Pruskiej dr Poewe wywiózł poza Berlin już wczesną jesienią 1941 roku. Miejscem tym okazał się kilkusetletni zamek wzniesiony na malowniczym skalnym występie nad małą rzeką - zwany Fürstenstein. Ogromna kubatura rezydencji wydawała się idealnym miejscem. Samotna Stokrotka Przez lata jego właściciele - ród von Hochbergów - wiedli wspaniały żywot; podróżowali po najlepszych dworach europejskich, spotykali się z przedstawicielami najważniejszych rodów książęcych i monarszych. Niestety, związek Hansa Henryka XV księcia von Pless hrabiego Rzeszy von Hochberg zu Fürstenstein i pięknej Marii Teresy z domu Cornwallis West, zwanej przez najbliższych Daisy ("Stokrotka"), nie wytrzymał próby czasu. Dobitnym tego dowodem był ich rozwód, a następnie ożenek księcia z hiszpańską hrabianką Clotilde de Silva (1925 r.). Wielki skandal rodzinny i towarzyski zdawał się przykryć na pewien czas narastające od kilku lat problemy finansowe. Nic dziwnego, że trzy lata później zamek przestał być na stałe zamieszkiwany. Po dłuższej nieobecności na Dolnym Śląsku Daisy wróciła do Książa (1935 r.), lecz zamieszkała w budynku obok bramy wjazdowej na dziedziniec, ponieważ z powodu braku pieniędzy część rezydencji od kilku lat była ogrzewana tylko sporadycznie. Dodajmy, że w tamtym okresie księżna była główną przedstawicielką rodziny von Pless mieszkającą w Fürstensteinie, bowiem jej mąż i dwaj synowie - Jan Henryk XVII i Aleksander - preferowali majątek w Pszczynie. Ostatni z synów, Bolko, zmarł w 1936 r. w niewyjaśnionych okolicznościach. Śmierć Hansa Henryka XV (31 stycznia 1938 r.) zakończyła erę panowania rodu Hochbergów. Kolejne informacje o losach zamku Książ są lakoniczne. Udało się jednak ustalić, że w październiku 1939 r. doszło do spotkania księżnej von Pless z Erichem von dem Bachem-Zelewskim, Wyższym Dowódcą SS i Policji na Śląsku, ówczesnym pełnomocnikiem Himmlera ds. umacniania niemczyzny na wcielonym po kampanii wrześniowej do III Rzeszy polskim Śląsku. Daisy sugerowała połączenie dóbr książęcych w ordynację pszczyńską - tworzącą tym samym jedną całość, a zobowiązania finansowe ciążące na Książu, równomiernie rozłożyć na oba majątki. Zelewski decyzję odnoszącą się do oferty księżnej uwarunkował powrotem prawowitego właściciela, a zatem jednego z jej synów. Ponieważ Alexander przed wojną wykazywał sympatie propolskie, pełnomocnik Himmlera dał jasno do zrozumienia, że w grę wchodzić może jedynie Jan Henryk XVII, który przebywał w Londynie. Niestety, rozmowy zakończyły się fiaskiem. Jan Henryk nie wyraził zgody na powrót. Niewykluczone, że obawiał się, iż podzieli los swego młodszego brata Bolka, który zmarł tuż po aresztowaniu przez hitlerowców (1936). Po wielu miesiącach bezskutecznego oczekiwania na zmianę decyzji syna, Daisy opuściła Książ i przeniosła się do wałbrzyskiej willi, stanowiącej część kompleksu zwanego Schloss Waldenburg (ob. "Pałac Czetritzów"). Opuszczony i zadłużony przez właścicieli Książ początkowo planowano wydzierżawić, bądź sprzedać Zarządowi Zamków i Ogrodów, następnie Śląskiemu Związkowi Ochrony Ojczyzny. Pojawiła się również propozycja wykorzystania obiektu przez Luftwaffe. Z nieznanych nam przyczyn ostateczne porozumienie nie zostało zawarte. Ponieważ w pierwszej połowie 1941 r. zamek nadal stanowił własność rodu von Hochberg, wciąż szukano sposobów zatrzymania majątku i zarazem ograniczenia wydatków związanych z jego kosztownym utrzymaniem. Na szczęście z pomocą rodzinie przyszedł, wspomniany na początku, dyrektor Wilhelm Poewe, dzięki któremu zamek, kilkanaście tygodni później, okazał się być idealnym... magazynem dla najcenniejszych zbiorów Pruskiej Biblioteki Państwowej! Dlatego jesienią tego samego roku do Książa przywieziono 201 skrzyń, z których: 61 zawierało rękopisy, 11 - unikalne cymelia, 10 wypełniono inkunabułami, 32 - starymi drukami muzycznymi, a 98 - orientaliami. Pół tysiąca skrzyń ze skarbami W połowie października 1942 r. miał miejsce kolejny dramat rodziny Hochbergów; wówczas bowiem zapadła odgórna decyzja o zabezpieczeniu archiwów i biblioteki majorackiej w Pszczynie. Następnym krokiem było przejęcie pałacu wraz z parkiem na podstawie uchwały z 24 czerwca 1943 roku. Wieść ta spowodowała pogorszenie stanu zdrowia 70-letniej Daisy. To nie mógł być zbieg okoliczności, że pięć dni później księżna von Pless zmarła na zawał serca. I pomyśleć, że w tym samym mniej więcej czasie z berlińskiej biblioteki dotarły do Książa dwa duże transporty (28 kwietnia-2 maja i 19-24 czerwca). Z 304 skrzyń, 268 zawierało cenne druki oraz rzadkości (rara), głównie z zakresu nauk humanistycznych. 32 paki wypełniały zbiory specjalne, dotyczące tematyki wojny prusko-francuskiej z lat 1870-1871, zaś w 4 skrzyniach zgromadzono zbiory z działu kartografii. Łącznie w Książu ukryto ponad pół tysiąca skrzyń z nader wartościowymi zbiorami Biblioteki Pruskiej! Zamek stał się przechowalnią 2300 starodruków muzycznych z XV-XVIII wieku i kilkuset druków muzycznych z XIX wieku, głównie marszów wojskowych. Wyjątkową kolekcją było 109 autografów Amadeusza Mozarta, stanowiących czwartą część jego zachowanych na świecie manuskryptów! Nie zabrakło i dzieł Ludwika van Beethovena; wystarczy wspomnieć o 22 autografach na czele ze słynną IX Symfonią, choć trzymaną tutaj bez chórów finałowych. W tym szacownym gronie znalazło się również 13 autografów Johanna Sebastiana Bacha oraz wybitne dzieła, jak m.in. "Koncert c-moll na dwa fortepiany", czy "Koncert na dwoje skrzypiec". Do wyjątkowych dzieł zaliczyć należy znakomite utwory m.in.: "Eliasz" i "Sen nocy letniej" Felixa Mendelssohna, "Hugenoci" Giacomo Meyerbeera, "Koncert wiolonczelowy" i pieśni Roberta Schumanna, "Symfonia B-dur" Franza Schuberta, kilkadziesiąt rękopisów Luigiego Cherubiniego, trzynaście Josepha Haydna, trzy Johannesa Brahmsa oraz manuskrypty Niccolo Paganiniego. Do interesujących danych dotarł przed laty Włodzimierz Kalicki, pisarz i dziennikarz "Gazety Wyborczej", specjalizujący się w tematyce zaginionych dzieł sztuki: "W pozostałych skrzyniach spoczywała cała kolekcja Varnhagena oraz inne zbiory bezcennych rękopisów, w tym romantycznego poety i dramatopisarza Jakoba Lenza oraz Hoffmana von Fallerslebena, autora pieśni »Deutschland, Deutschland über alles«. Pośród kilkudziesięciu ilustrowanych rękopisów z XVI-XVIII wieku, wysyłanych do Fürstenstein, znajdowały się też brazylijskie »Libri Picturati« księcia Maurycego von Nassau. Bezcennym źródłem do historii Europy było około 10 tysięcy tomów starych druków - ponad 180 inkunabułów, 1400 druków z XVI wieku i 4 tysiące druków ulotnych z XVII i XVIII wieku. W skrzynkach były też rzadkie starodruki i rękopisy wschodnioazjatyckie, także z Arabii, Persji i Chin. W sumie doktor Poewe ukrył na zamku Fürstenstein 505 skrzyń. Ich numery i zawartość spisał na kartach ewakuacyjnych. Oryginał listy ewakuacyjnej pozostał w Bibliotece Pruskiej w Berlinie, kopie kart dołączono do skrzyń. Doktor Poewe w czasie wojny dwukrotnie wizytował zamek i sprawdzał, w jakim stanie są manuskrypty". Pół tysiąca skrzyń z najcenniejszą na Dolnym Śląsku kolekcją, pochodzącą z Pruskiej Biblioteki Państwowej, nie pozostało tutaj do końca wojny. Śmierć księżnej Daisy i przebywanie jej synów poza granicami III Rzeszy, doprowadziło w końcu do wszczęcia procesu, który zakończył się przejęciem Książa na początku 1944 roku. A co się stało ze zbiorami? Oddajmy raz jeszcze głos uznanemu i wielokrotnie nagradzanemu dziennikarzowi Włodzimierzowi Kalickiemu: "W 1943 roku zamek przestał być sennym zaciszem. (...) Szefowie Biblioteki Pruskiej uznali, że Fürstenstein nie jest już bezpiecznym schronieniem dla ich skarbów, i zdecydowali się przenieść skrzynie do klasztoru benedyktynów w Grüssau, dziś Krzeszów koło Kamiennej Góry. Prócz 505 skrzyń z Fürstenstein przywieziono do Grüssau drugie tyle z najcenniejszymi książkami z bibliotek uniwersyteckiej i miejskiej we Wrocławiu oraz wiele ciężarówek pobieżnie spakowanych książek mniejszej wartości i czasopism. Skrzynie z najcenniejszymi dziełami i paczki ukryto na strychach nad chórami dwóch kościołów - siedemnastowiecznego kościoła św. Józefa, przeznaczonego dla parafian, i osiemnastowiecznego, przepięknego barokowego kościoła najświętszej Marii Panny, służącego wyłącznie mnichom. W kościele św. Józefa skrzynie i paczki miejscami sięgały po sam dach, u Najświętszej Marii Panny ułożono je w stosy wysokości człowieka. Do klasztoru ekipa ewakuacyjna dostarczyła też kompletną listę zawartości skrzyń. Nie ma wiarygodnego świadectwa, czy benedyktynów powiadomiono, co w nich było, ale trudno przypuszczać, by nie wiedział o tym przeor ojciec Albert Schmidt, a zapewne i archiwista ojciec Nikolaus von Lutterotti. Według późniejszej relacji jednego z mnichów większość z nich nie miała jednak pojęcia, co spoczywa na strychach obu kościołów. (...) [Po wojnie] w okupowanych Niemczech nikt nie miał pojęcia, jaki los był dziełem najważniejszego punktu ewakuacyjnego, w którym zgromadzono dzieła najważniejsze - klasztoru w Grüssau". Odnalazła je polska ekipa rewindykacyjna w lipcu 1945 r., lecz do Krakowa zostały wywiezione dopiero wiosną następnego roku. Mimo pojawiających się w Niemczech sugestii, że zbiory przewieziono do stolicy Małopolski, bardzo długo polskie władze zaprzeczały, by cokolwiek ze zbiorów "Berlinki" znajdowało się w murach Biblioteki Jagiellońskiej. A co w tym czasie działo się na Książu? Przez pierwszych kilkanaście miesięcy po zakończeniu wojny na zamku stacjonowali żołnierze Armii Czerwonej. Możemy się tylko domyślać, co to oznaczało dla uszczuplenia cenniejszego wyposażenia starej rezydencji. Mało tego, Rosjanie wręcz utrudniali polskim ekipom rewindykacyjnym pozyskanie choćby części zbiorów. Jedna z tajemnic dotyczy zaginięcia większości zasobów biblioteki majorackiej, liczącej niemal 50 tys. woluminów! W instytucjach naukowych przetrwały bowiem do dzisiaj tylko pojedyncze egzemplarze. Czy zatem zostały wywieziono stąd do Krzeszowa albo w inne miejsca? Czy może bibliotekę Hochbergów przejęli Sowieci? Raczej należy wykluczyć wywózkę pod koniec wojny, albowiem z 23 lipca 1945 r. pochodzi dwujęzyczna prośba Pełnomocnika Rządu RP do radzieckiego Komendanta Wojennego w Wałbrzychu, by wydano Polakom szereg zabytkowych mebli znajdujących się nadal na zamku oraz tamtejszą bibliotekę. Co ciekawe, część woluminów zgromadzona była nie tylko w salach budynku bramnego, lecz także w skrzyniach znajdujących się w zamkowych piwnicach. Obok nich znajdowały się również inne przedmioty mające wartość historyczną. Według ostatniego bibliotekarza na Książu, dr. Rohbauma, latem 1945 r. ok. 10 tys. książek i rękopisów zostało zabranych przez Sowietów. Podobne sformułowania znajdziemy w sprawozdaniu Kazimierza Wojtasa, który udał się do Książa 20 maja 1946 roku: "Biblioteka została w większości wywieziona przez Rosjan, część zniszczył pożar, jaki miał miejsce w kwietniu br.". To, co pozostało, przez dłuższy czas było nie do zdobycia, bowiem sprzeciwiali się temu stacjonujący na zamku żołnierze radzieccy. Polska wyprawa rewindykacyjna pozyskała jedynie kilka katalogów książek, zgromadzonych w prywatnym mieszkaniu dr. Rohbauma. Podczas dwóch kolejnych (czerwiec i lipiec) wyjazdów Kazimierza Wojtasa i Marii Mussilowej do Książa ustalono, że Rosjanie spalili część archiwum, a w podziemiach zamku znaleziono dwa otwarte i opróżnione wejścia, gdzie wcześniej miały być zgromadzone paki. Podobno część spakowanych w nich przedmiotów można było kupić w okolicznych miejscowościach: "Na rynku w Wałbrzychu, w Solicach Dolnych [ob. Szczawienko], w Bożej Górze [ob. Boguszów] - pojawiły się w sprzedaży rzeczy pochodzące z zamku i to z podziemi. Sprzedawano tanio cenne zabytki sztuki chińskiej, stare polskie pieniądze z czasów Chrobrego itp." - czytamy w raporcie skierowanym do Ministerstwa Kultury i Sztuki w Warszawie z dnia 12 czerwca 1946 roku. W tym samym okresie do jednej ze skrytek zamkowych dotarła grupa szabrowników, która później sprzedała ... na cmentarzu chińskie wyroby i piękne sztychy. Nic dziwnego, że w domach okolicznych mieszkańców zgromadzono w sumie pokaźną ilość dóbr ruchomych z Książa. Szereg obrazów olejnych odnaleziono rok później u dyrektora Zjednoczenia Węglowego w Szczawnie-Zdroju. Przedstawiciele Referatu Kultury i Sztuki trafili tam również na neobarokowe meble, lecz nie udało się znaleźć przekonywujących dowodów, iż pochodzą one z dawnych dóbr Hochbergów. Tymczasem w sierpniu 1946 r. na Książ przybył Stefan Styczyński, delegat Ministerstwa Kultury i Sztuki do zabezpieczania zabytków ruchomych. W swym raporcie pisał: "Pewną ilość muzykaliów z XVIII i XIX wieku, jaką odnalazłem, i nieliczne wyroby artystyczne pozostały na miejscu pod opieką posterunku". W innym fragmencie dodał, że odnalazł coś jeszcze: "archiwum rodzinne ks. Hochbergów i von Pless oraz archiwum gospodarcze, mieszczące się na strychu budynku bibliotecznego". W załączniku warszawskiego delegata znaleźć można zapis, że Rosjanie podczas swego pobytu na zamku wywozili meble, dywany, obrazy, gobeliny, rzeźby oraz wartościowsze woluminy z biblioteki: "W maju w barbarzyński sposób zniszczono resztę pozostałych ruchomości: dokładnie połamano wszelkie meble, powyrąbywano drzwi, okna, powyrywano tu i ówdzie parkiety, wszystkie boazerie, malowidła ze ścian, tak, że wnętrza kompletnie spustoszone, przedstawiają obraz całkowitej ruiny, szczęśliwie, jak dotąd, chronionej przez nieuszkodzony dach". W październiku do zrujnowanego majątku przyjechał Jerzy Łankowski oraz Renata Starkowa. Okazało się, że na Książu wciąż można było znaleźć coś godnego uwagi: "Zabraliśmy ze szczątków wywiezionej biblioteki trzy skrzynie książek i broszur przeważnie XVII- i XVIII-wiecznych druków śląskich. Towarzyszył nam urzędnik z delegatury Ministerstwa Kultury i Sztuki - Styczyński, [który] zabrał stamtąd trzy skrzynie nut i rękopisów muzycznych, kilka książek i wydawnictw z dziedziny sztuki (sztychy), trzy świeczniki (pająki) brązowe i dwa [kute w blasze, brązowe] świeczniki hinduskie. Skrzynie zabrane przez nas odstawiliśmy do Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu, przedmioty zabrane przez p. Styczyńskiego złożono w gmachu województwa. Równocześnie donosimy, że na zamku Fürstenstein znajduje się jeszcze archiwum gospodarcze zamku i rodzinne książąt - zagrożone zniszczeniem przez rozrzucenie i brak konserwacji. Na przewiezienie tych archiwów trzeba by 5-6 samochodów ciężarowych" - czytamy w sprawozdaniu przedstawicieli nadodrzańskiej uczelni. A jak potoczyły się losy eksponatów pozyskanych przez Stefana Styczyńskiego? Wspomniany delegat przekazał je do dyspozycji Ministerstwa Kultury i Sztuki. Co z resztą zbiorów? 4 października 1957 r. w ramach akcji przekazywania Polsce zbiorów archiwalnych, zabezpieczonych w okresie II wojny światowej przez Armię Czerwoną, polski delegat, reprezentujący Naczelną Dyrekcję Archiwów Państwowych, otrzymał w Moskwie zgodę na przekazanie ok. 5 tys. jednostek inwentarzowych, wśród których znalazło się niemal 1,7 tys. jednostek archiwalnych, stanowiących niegdyś część zespołu akt i dokumentów dawnego Archiwum Miejskiego we Wrocławiu oraz archiwum Hochbergów w Książu. Szczególnie interesująco przedstawiały się rękopisy - 110 jednostek archiwalnych z lat 1629-1846. Zawierały one przede wszystkim: kroniki, varia-silesiaca, rozmaite collectanea oraz materiały związane z genealogią i dziejami księstwa świdnicko-jaworskiego. Przejęte ze Związku Radzieckiego akta zostały przywiezione do Wrocławia w dniu 13 maja 1958 roku. Co jeszcze pozostało w Rosji, nie wiadomo. Próbując obecnie obejrzeć eksponaty pochodzące z zamku Książ, wystarczy udać się do warszawskiej Biblioteki Narodowej, gdzie zgromadzono ok. 300 woluminów. Z kolei w Bibliotece Uniwersyteckiej we Wrocławiu znajduje się niemal 30 rękopisów, zaś w Archiwum Państwowym we Wrocławiu trzymanych jest 140 manuskryptów i prawie 34 tys. jednostek archiwalnych z dawnego archiwum w Książu. Spośród wielu obrazów prezentowanych niegdyś w majątku Hochbergów, kilka dzieł eksponowanych jest co pewien czas w Muzeum w Wałbrzychu oraz w Muzeum Narodowym we Wrocławiu. Informator Kriecke Oczywiście w historii zamku nie brakuje opowieści o ukryciu pod zamkiem tajemniczych skrzyń z niezwykłymi depozytami. Styczyński w swym sprawozdaniu z sierpnia 1946 r. wspominał, że słyszał o zdeponowanym na Książu "dużym transporcie porcelany artystycznej i szkieł". Kilka miesięcy później warszawski delegat zbierał informacje o legendarnym ukryciu archiwaliów z Monte Cassino. W swej marcowej notatce, zapisał: "Według poufnych wiadomości zaczerpniętych od Krieckego, zamieszkałego obecnie w Bożej Górze, a przed laty sprawującego obowiązki archiwariusza na zamku Fürstenstein koło Świebodzic, do zamku w roku 1943 Niemcy przywieźli archiwum Monte Cassino. Podobną informację z nieznanego mi bliżej źródła posiada również i Administracja Apostolska oraz Dyrekcja Archiwum Państwowego we Wrocławiu. Zgodność tych pogłosek oraz duże prawdopodobieństwo, podparte twierdzeniami naukowca i specjalisty, którym jest informujący mnie Niemiec Kriecke, nakazuje poważne wzięcie tego zagadnienia pod uwagę. Szereg innych szczegółów orientacyjnych oraz uwagi (...) na temat sytuacji zamku (...) pozwalają przyjąć hipotezę o tajnym przechowywaniu archiwum Monte Cassino w Fürstensteinie. Dla konfrontacji szczegółów i zebranych wiadomości w dniu 8 marca [1947 roku] przybyłem do Fürstensteinu z udziałem Niemca informatora, referenta ds. Kultury i Sztuki z Wałbrzycha oraz kilku górników, których zadaniem miało być otworzenie muru we wskazanym miejscu. Olbrzymie zaspy śnieżne na miejscu całkowicie uniemożliwiły jakiekolwiek poczynania. Sprawa nie została rozwikłana, autopsja umacniała mnie w poważnym traktowaniu zagadnienia na przyszłość, gdy nie będzie przeszkód naturalnych dla wszczęcia ponownych poszukiwań. Na koniec podkreślam, że fantastyczne nieraz w treści informacje o ukrytych rzeczach wszelkiego pochodzenia, a zwłaszcza z zakresu zabytków ruchomych, przyjmuję ostrożnie do wiadomości, ale jednocześnie nie lekceważę ich prawdopodobieństwa. W tej dziedzinie muszę się liczyć z niespodziewanymi możliwościami". Mimo usilnych starań sugerowane miejsce ukrycia okazało się fałszywym tropem. Wątpliwości jednak pozostały i kto wie, czy legendarne archiwum nadal nie czeka na swego odkrywcę? PS. We wspomnieniach znanej polskiej aktorki Beaty Tyszkiewicz ("Nie wszystko na sprzedaż", Warszawa 2003), której matka pod koniec lat 40. była szefową składnicy rewindykacyjnej w Jeleniej Górze, znalazł się niezwykły fragment odnoszący się do rezydencji Hochbergów: "Do Paulinum zwożono z pobliskich zamków i pałaców to wszystko, co przedstawiało muzealną wartość: przedmioty, meble, porcelanę, szkło, broń, rzeźby (...). Często przedmioty docierały do składnicy opakowane w szmatki, a porcelanę z zamku Książ zawinięto w książęcą wyprawkę. Mogłam więc przebierać w te książęce kaftaniki moje kocięta, wyglądały w nich jak książęta. Niańczyłam je potem jak małe dzieci...". Szkoda, że nastoletnia wówczas Beata nie dowiedziała się, gdzie trafiły owe przedmioty. Cytowane dokumenty pochodzą ze zbiorów Archiwum Państwowego we Wrocławiu oraz Muzeum Narodowego we Wrocławiu. Śródtytuły pochodzą od redakcji. Szymon Wrzesiński Literatura podstawowa: 1. N. Lewis, Paperchase: Mozart, Beethoven, Bach... the Search for their Lost Music", Londyn 1981 2. Wł. Kalicki, "Ostatni jeniec Wielkiej Wojny", Warszawa 2002 3. W. Schochow, "Bücherschicksale: Die Verlagerungsgeschichte der Preußischen Staatsbibliothek", Berlin 2003 Z publikowanego w "Odkrywcy" cyklu "Kulisy rewindykacji na Dolnym Śląsku" ukazały się: → cz. 1 "Składnica Paulinum", nr 1/2014, → cz. 2 "Zaginione dzieła z Biedrzychowic", nr 2/2014, → cz. 3 "Opróżnianie pałaców w Kunowie i Stadniskach", nr 3/2014, → cz. 4 "Spalona składnica w Nowym Kościele", nr 4/2014, → cz.5 "Grabież pałaców pod Zgorzelcem", nr 5/2014, → cz.6 "Powstanie i upadek lubańskiego muzeum", nr 6/2014, → cz.7 "Zapomniane skrzynie ze skarbami...", nr 7/2014, → cz.8 "Na tropach rękopisu Marcina Lutra", nr 9/2014, → cz.9 "Między nami zakonnicami... składnica w Lubomierzu", nr 10/2014, → cz.10 "Karpniki - ostatnia misja Grundmanna", nr 11/2014.