Zanim spróbujemy odpowiedzieć na te pytania, musimy zachować się jak twórcy seriali. Przypomnimy, co działo się w poprzednim odcinku. A w poprzednim odcinku... Na przełomie lat 80. i 90. padł komunizm, a Zachód dumnie odtrąbił zwycięstwo w trwającej pół wieku wojnie. Zimnej, bo zimnej, ale zawsze - wojnie. Zmęczony świat odetchnął chwilę i zaraz zaczął się zastanawiać: co dalej? Z odpowiedzią pospieszyło dwóch popularnych amerykańskich politologów: Francis Fukuyama i zmarły niedawno Samuel Huntington. "Co dalej? Nic.To już koniec" - stwierdził Fukuyama. Według Fukuyamy, wraz ze światowym zwycięstwem liberalnej demokracji rozwój systemów politycznych osiągnął swoje apogeum.To oczywiście nie koniec historii jako takiej, czas nie zatrzyma się w miejscu. Ale nadszedł koniec ideologicznej ewolucji ludzkości. Nie ma - według Fukuyamy - lepszego systemu niż ten, który panuje w świecie Zachodu, i na który po upadku komunizmu nawróciły się byłe demoludy. "Nie, to nie koniec" - odpowiadał Fukuyamie, inny amerykański politolog, Samuel Huntington. "Teraz dopiero zaczyna się kołowrotek: wojna cywilizacji". "Poza tym - napomina Fukuyamę Huntington - społeczeństwa, które uważają, że ich historia się skończyła, są społeczeństwami, które zaczynają upadać". Modernizacja - według Huntingtona - to niekoniecznie kroczenie ścieżką Zachodu. Nie jest powiedziane, że wszystkie cywilizacje rozwijają się według jednego, konkretnego modelu i dążą do tego samego wzorca. Ponadto, poszczególne cywilizacje nabierają coraz większego przekonania o wartości własnej kultury, nie porównują się już obsesyjnie do Zachodu. Kraje o wspólnej kulturze współpracują chętniej ze sobą niż z Zachodem - twierdził politolog. Potrzebny nowy pomysł na świat Obie te tezy - z grubsza tu jedynie tu zarysowane - wzbudziły potężną dyskusję. Na Huntingtona i Fukuyamę sypały się cięgi i pochwały, słowa wsparcia i krytyki. Obaj politolodzy nie nadążali z polemicznymi ripostami. Fukuyama ogłosił powściągliwą samokrytykę, a walące się World Trade Center - jak się zdawało - potwierdziło tezę Huntingtona i pogrążyło Fukuyamę. Do tego okazało się, że autokratyczne systemy kapitalistyczne, takie jak w Rosji czy w Chinach, nie radzą sobie specjalnie źle. Na Chiny musiał Fukuyama patrzeć szczególnie ponuro: z wolnością tam przecież nieszczególnie, a wzrost gospodarczy rośnie niczym słupek rtęci na wiosnę. Nawet lewicowy guru Slavoj Żiżek w rozmowie z Jackiem Żakowskim, opublikowanej w "Polityce" w 2005 roku, przyznał ze smutkiem, że to koniec "demokratyczno-liberalnej utopii" i wezwał do szukania nowego pomysłu na świat. Szukamy, szukamy - i co? Koniec świata, jakim go znamy? Rosja i Chiny, jakby nie było państwa-giganty, których "nawrócenie na liberalną demokrację" byłoby prawdziwą weryfikacją twierdzeń Fukuyamy, niespecjalnie kwapią się ku "końcowi historii". Szczególnie ponuro musiał patrzeć Fukuyama na upadek jelcynowskiej demokracji w Rosji, która omal nie doprowadziła do całkowitego rozkładu państwa. Można dyskutować, czy powodem tego upadku był nieodpowiedni dla Rosji system polityczno-gospodarczy, czy też - po prostu - Rosja w tamtym czasie była skrajnie nieudolnie rządzona. Efekt jednak jest taki, że większość Rosjan o żadnym "zachodnim wzorcu" demokracji słyszeć już więcej nie chce, a front Władimira Putina nie musi nawet fałszować wyborów, by utrzymać się przy władzy. Jak na rządy "cara-premiera" wpłynie obecny kryzys polityczny? Czy sytuacja gospodarcza nie doprowadzi do upadku panującego modelu władzy? Te pytania pozostają jak na razie otwarte. Również Chiny nie palą się zbytnio do demokratyzacji, która - jak oczekiwał świat - miała być nieuchronną konsekwencją polityki bogacenia się chińskiego społeczeństwa. Nowy XIX w. Roberta Kagana Z tego właśnie punktu wystartował Robert Kagan w opublikowanym w 2008 roku w "The New Republic" artykule pt. "Koniec końca historii, czyli czemu XXI wiek będzie wyglądał jak XIX", który jest częścią jego książki "The Return of History and the End of Dreams". Ten amerykański neokonserwatywny politolog i publicysta postrzegany jest jako myśliciel, który zasugeruje nam, jak może wyglądać nowe, to ledwie napoczęte przez historię stulecie. Autor zajmuje się głównie stosunkami Zachodu i Rosji, dlatego też wokół tego właśnie tematu buduje swoje koncepcje.