Jeszcze przed południem (czasu lokalnego) na lotnisku Tom Jobim pojawiło się ok. 50 osób, sami Brazylijczycy, którzy czekają na jakiekolwiek informacje o zaginionej maszynie. Na pokładzie znajdowało się 228 osób. Za każdym razem, gdy kolejna grupa zaniepokojonych krewnych pojawia się na lotnisku, powtarza się ta sama scena. Najpierw są prowadzeni do specjalnego pomieszczania administratora brazylijskich lotnisk, firmy Infraero, gdzie nie mają dostępu media. Stamtąd przechodzą do mikrobusu, który przewozi ich do grupy wsparcia. Zdezorientowane i przerażone rodziny pasażerów w większości unikają jakiegokolwiek kontaktu z coraz liczniejszymi przedstawicielami mediów. Jedną z pierwszych osób, które rano pojawiły się na lotnisku, był Bernardo. Pasażerami feralnego lotu był brat mężczyzny i jego żona. - Zadzwoniłem wcześniej do linii Air France i powiedzieli mi, że nie mają żadnych informacji. To dlatego zdecydowałem się przyjechać na lotnisko - wyjaśnił. Jeszcze rano powołano zespół kryzysowy, w skład którego wchodzą lekarze i psychologowie. Drugi taki zespół powstał w hotelu "Windsor", w południowej części Rio de Janeiro - poinformował przedstawiciel Air France, Jorge Assuncao. Swoją własną komórkę kryzysową powołał francuski konsulat. Linie Air France zapewniają dziennie dwa połączenia Rio de Janeiro-Paryż; większość pasażerów stanowią zwykle Brazylijczycy, którzy udają się do Europy, a także do krajów Bliskiego Wschodu i Azji. Rano na lotnisku pojawili się - żeby spotkać się z oczekującymi krewnymi - konsul Francji w Rio de Janeiro, Hughes Goisbault i burmistrz Eduardo Paes. Regularne briefingi organizuje rzecznik francuskiego towarzystwa.