Nie znam Brigitte Bardot. Z okresu studiów we Francji, dobrze znam natomiast słonie z lyońskiego zoo, w obronie których zagroziła ona demonstracyjnym przyjęciem rosyjskiego obywatelstwa. Skandal wokół potencjalnej eutanazji niedołężnych zwierząt jest doskonałą metaforą umysłowego stanu europejskich elit a także wodą na młyn rosyjskich eurosceptyków. Na obecnym etapie swojej historii, Rosja stoi przed strategicznym dylematem dotyczącym jej orientacji politycznej na najbliższe stulecie. Uproszczając sprawę do jej istoty, wybór Rosji polega na określeniu jej stosunku do Europy i definicji hierarchii politycznych priorytetów między Wschodem a Zachodem. Z jednej strony, jest to niejako kontynuacja wiecznego sporu w rosyjskiej elicie pomiędzy zwolennikami zbliżenia z Zachodem czyli "zapadnikami" i "okcydentalistami" - stronnikami otwarcia się na Azję. Z drugiej strony, obecna sytuacja Rosji jest o tyle wyjątkowa, iż jej wybór zapadnie w momencie fundamentalnych przemian globalnego układu siły i przebudowy geometrii stosunków międzynarodowych. Rozkład sił na świecie coraz szybciej zmienia się na niekorzyść Zachodu. Europa i Ameryka Północna, które dominowały w stosunkach międzynarodowych na przestrzeni ostatnich trzystu lat, powoli ustępują miejsca nowym pretendentom na globalna hegemonię - przede wszystkim Chinom i Indiom. Obserwując zachodzące zmiany, Rosjanie coraz częściej zadają sobie pytanie, ile sensu ma integracja z Zachodem, w sytuacji, kiedy ten ostatni coraz bardziej kurczy się demograficznie, więdnie kulturowo a w dziedzinie gospodarczej od lat goni własny ogon. Degradacja pozycji Zachodu najbardziej jaskrawie widoczna jest w przypadku Europy, której ekonomiczny, demograficzny i kulturowy potencjał oraz możliwości projekcji siły w skali globalnej topnieją niemal każdego miesiąca. Pogrążona w ekonomicznym marazmie, społecznej inercji i mentalnej blokadzie, z punktu widzenia światowego układu sił, Europa coraz bardziej przekształca się w "ten mały półwysep na zachodzie", o którym niegdyś z przekąsem mówił towarzysz Mao. Paradoks polega na tym, iż zamiast podjąć walkę o godne miejsce w światowym "porządku dziobania", Europa coraz bardziej pogrąża się w przekonaniu o prymacie stworzonego przez siebie modelu i nie przyjmuje do wiadomości konieczności zmian. Patrząc na starzejąca się i więdnącą gospodarczo byłą władczynię świata, przywódcom Rosji i rosyjskiemu społeczeństwu naprawdę bardzo trudno jest dostrzec korzyści ze zbliżenia z podstarzałą zrzędzącą staruchą, pełną pretensji do młodych-zdolnych i wciąż powołującą się na dawno minioną chwałę. W sytuacji konieczności przeprowadzenia radyklanych przemian, społeczeństwa Europy i jej elity wychodzą na ulice i piszą gniewne odezwy, domagając się od swoich przywódców nie reform, ale dalszego brnięcia w ślepa uliczkę etatyzmu i redystrybucji, które siłą rzeczy wzmagają biurokrację i fiskalizm niwecząc szanse na wyjście z kryzysu. W tej sytuacji, trudno oczekiwać od Rosji kursu na integrację z Europą, gdyż z jednej strony, wyśrubowane standardy demokracji i praw człowieka eliminują ideologiczną platformę takiego zbliżenia, a z drugiej ekonomiczny zastój redukuje atrakcyjność Europy z czysto materialnego punktu widzenia. W swym liście do prezydenta Francji, Brigitte Bardot, prawdopodobnie mimowolnie, obnażyła nie tylko słabości francuskiego systemu i patologie funkcjonowania całej Europy, ale także dała najlepszy dowód tego, iż sprawy raczej nie przybiorą korzystnego obrotu. Aby ponownie wkroczyć na drogę wzrostu gospodarczego i dynamiki społecznej, Europa musi pozbyć się karmionego populistyczną papką zmurszałego słonia państwowej biurokracji i dać ludziom odetchnąć od podatków, kontroli i zaciąganych przez polityków długów. Europa traci na atrakcyjności i sile, gdyż polityka społeczna i gospodarcza większości państw Starego (coraz bardziej starego) Kontynentu nie jest w stanie pozbyć się skostniałego od wieku i uginającego się od nadwagi i braku ruchu systemu finansów publicznych. Ale właśnie przeciwko temu tak kategorycznie występuje emerytowany symbol seksu i większość europejskich elit. Spacerując w czasie studiów po lyońskim parku T?te d'Or, w którym znajdował się wybieg z już wtedy schorowanymi i niedołężnymi słoniami, miałem okazję na własne oczy ujrzeć zmierzch wielkości Francji i nabierające rozpędu staczanie się w otchłań niegdyś potężnego i bogatego kraju. Najbardziej porażały wtedy dwa zjawiska: korelacja bierności społeczeństwa wobec coraz bardziej oczywistego krachu "francuskiego modelu" oraz równoczesne bezmierne przekonanie elit o osiągnięciu idealnego modelu społeczno - gospodarczego. To właśnie wtedy Francuzi głosowali na polityków, dzięki którym bezrobocie wśród młodzieży wynosi dziś 30%, wzrost gospodarczy wysokości 2% wydaje się niedoścignionym marzeniem a imigranci nie mają motywacji uczyć się narodowego języka państwa, które przecież niedługo padnie. Wydaje się, iż dziś, na początku kolejnego roku, o którym wiadomo, iż nie przyniesie końca kryzysu, w podobnej sytuacji znalazła się cała Europa. I naprawdę trudno winić Rosję, iż coraz bardziej oddala się od tracącego władzę w członkach i sklerotycznego słonia, nie chcąc uczestniczyć w powolnej agonii systemu, któremu nikt nie miał odwagi w porę zadać ciosu miłosierdzia. Jakub Korejba