Wydaje się, że gdyby działo się to dzisiaj, przy obecnym podejściu Komitetu Noblowskiego do tego, co dzieje się na świecie, większe szanse na pokojowego Nobla mieliby generałowie Jaruzelski i Kiszczak... To oczywiście dość skrajne porównanie, ale oddające chyba tendencje, kierujące szacownymi członkami Komitetu Noblowskiego. O tym problemie pisze zresztą w swej najnowszej książce - wydanej dosłownie kilka dni temu - znany norweski działacz pokojowy Fredrik S. Heffermehl - wiceprezydent Międzynarodowego Stałego Biura Pokoju, najstarszej pokojowej organizacji świata, wyróżnionej Nagrodą Nobla już w 1910 roku. Jego zdaniem Komitet od lat przyznaje nagrodę osobom, które nie zasłużyły na nią. Heffermehl przypomina, że zgodnie z testamentem Nobla laur powinien przypadać tym, którzy wnoszą największy wkład w rozbrojenie, zmniejszenie potencjałów militarnych i w proces zapobiegania konfliktom zbrojnym. Norweg przeanalizował wszystkie werdykty Komitetu Noblowskiego. Jego zdaniem historię Pokojowej Nagrody Nobla można podzielić na dwa etapy. Pierwszy to czas do wybuchu II wojny światowej. Wtedy, zdaniem Heffermehla, zdecydowana większość nagradzanych była zgodna z założeniami testamentu Nobla. Po 1945 roku sytuacja zmieniła się radykalnie. Norweski działacz pokojowy uważa, że nawet połowa nagrodzonych nie zasługiwała na to wyróżnienie. Wymienia najbardziej bulwersujące jego zdaniem przypadki pomyłki Komitetu Noblowskiego - były to m.in. nagrody przyznane w 1973 r. Henry'emu A. Kissingerowi i Le Duc Tho za porozumienie pokojowe po wojnie w Wietnamie (Le Duc Tho nie przyjął zresztą nagrody) oraz w 1994 r. - Jaserowi Arafatowi, Szimonowi Peresowi i Icchakowi Rabinowi - bo z perspektywy czasu widać, że pokoju na Bliskim Wschodzie nie ma. Krytykuje też wyróżnienie wiceprezydenta USA Ala Gore'a czy Mohameda El Baradei i Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA). Nie zgadza się również z przyznaną w 1979 roku nagrodą dla Matki Teresy z Kalkuty, gdyż jego zdaniem, jej działalność również nie miała wpływu na zapobieganie wojnom i rozbrojenie. Opinie Norwega mogą wydawać się kontrowersyjne, ale poszukajmy wśród laureatów z ostatnich dwóch dekad postaci nietuzinkowych, broniących swych poglądów nieraz za najwyższą cenę. Wałęsa otrzymał pokojowego Nobla w 1983 roku, rok później za walkę z apartheidem nagrodzono biskupa Desmonda Tutu. Obydwa reżimy, z którymi mierzyli się nagrodzeni, były wtedy w pełni sił. W 1989 roku nagrodzono Dalajlamę - ale jak zgodnie twierdzą obserwatorzy, wtedy Chiny nie były taką światową potęgą gospodarczą, jak dzisiaj. Dziś, podobnie jak było to w przypadku pekińskich Igrzysk Olimpijskich, nikt nie zaryzykuje utraty największego na świecie rynku, kontraktów i zysków. Biznes to biznes, chińscy działacze praw człowieka - jak choćby Hu Jia, którego pekińskie władze trzymają mimo ciężkiej choroby za kratkami, czy walcząca o prawa ujgurskiej mniejszości Rebiya Kadeer - o zauważeniu przez Komitet Noblowski mogą zapomnieć. Podobnie Pokojowa Nagroda Nobla na pewno nie zostanie przyznana zbyt szybko działaczom demokratycznym z Rosji czy Białorusi, szans nie mają również walczący o prawa człowieka i wolność w krajach należących do "stref wpływów" światowych mocarstw. Raz na kilka lat można ugasić krytykę przyznając Nobla na przykład Aung San Suu Kyi z Birmy. Lecz regułą staje się posunięta do granic zdrowego rozsądku poprawność i nagradzanie za rzeczy już dokonane - bo przecież tak najłatwiej uniknąć kontrowersji. Po kolejnym takim "ostrożnym" werdykcie śmiesznie brzmią niedawne spekulacje o tym, że w tym roku "w końcu" Komitet Noblowski postawi się Pekinowi. Kilka dni temu cytowany przez BBC politolog Andre Vornic, twierdził, że chińskie ostrzeżenia, iż w przypadku uhonorowania przez Komitet Noblowski dysydenta, Pekin ochłodzi stosunki z Zachodem, mogą odnieść odwrotny skutek. Jak widać, pomruk chińskiego smoka wystarczył. I tylko dziwne, że mędrcy z Oslo zapomnieli o prostym sposobie, stosowanym ostatnio na początku lat 70. Kiedy nie było jasnego kandydata, a kontrowersji nie brakowało, Pokojowej Nagrody Nobla po prostu nie przyznawano... Szymon Kiżuk