Oto ironia losu. Gdy na dachu katedry pojawiał się ogień, a przerażeni paryżanie ustawiali się wzdłuż Sekwany i z niedowierzaniem patrzyli, jak największy symbol francuskiej stolicy, i nie tylko jej, tonie w płomieniach, w zasadzie wszystko było już przygotowane do wieczornego orędzia Emmanuela Macrona. Prezydent miał mówić o wnioskach, które wynikają z "wielkiej debaty", będącej pokłosiem ruchu "żółtych kamizelek" i publicznych rozmów, które prowadził w ostatnich tygodniach z różnymi środowiskami. To pewnie zaraz wróci na pierwszy plan, napięcia w społeczeństwie są w końcu ciągle bardzo duże, ale wraz z pożarem Notre-Dame, a potem niemal cudownym uratowaniem katedry, narracja trochę się zmieniła. Musiała się zmienić. Bo symbole łączą. Szczególnie po tym, jak Macron sam wyznaczył horyzont i to niezwykle ambitny. Katedra ma zostać odbudowana w ciągu pięciu lat - zadekretował. Skąd taki krótki czas, skoro ogrom prac w zdewastowanej budowli nie zdaje się skłaniać do nadmiernego pośpiechu? Trudno w tej pięcioletniej perspektywie, przypadającej na rok 2024, nie zauważyć związku z mającymi odbyć się wtedy w Paryżu igrzyskami olimpijskimi. Choć to z pewnością tylko jeden z powodów śmiałej zapowiedzi prezydenta, i nie najważniejszy. Bardziej istotne jest podtrzymanie w narodzie przekonania, że to się da zrobić; że katedrę można i trzeba jak najszybciej postawić na nogi. Wykorzystać ten przypływ rzadko spotykanej jedności. Siłę wspólnoty wokół jasno określonego celu, który autentycznie zaczął łączyć znakomitą większość społeczeństwa. Tym bardziej, tak rozdartego i wstrząsanego kolejnymi protestami jak obecnie. Wierzących i tych mających luźniejszy stosunek do Boga, paryżan i tych z prowincji. "Odbudujemy katedrę jeszcze piękniejszą" - obiecuje prezydent, który doskonale czuje te emocje i wyraźnie uderza w czułe punkty Francuzów. Deklaracja Macrona jest ryzykowna. Ale to jest konkret. Nie tylko i nie tyle budujący pozycję Macrona, co przede wszystkim utwierdzający Francuzów w przekonaniu, że są silną wspólnotą, która może stawiać sobie cele teoretycznie niemożliwe do zrealizowania. Odbudować w pięć lat wznoszoną przez niemal dwa wieki perłę gotyku? Szaleństwo. Eksperci są w tych szacunkach bardziej zachowawczy. Pełna odbudowa może zająć nawet kilka dekad, a największym wyzwaniem będzie odtworzenie "lasu belek", czyli po prostu zbudowanej z 1300 dębów misternej konstrukcji podtrzymującej dach. Ale to jest Francja. Napoleon, który przecież był koronowany na cesarza w Notre-Dame, powiedziałby w takiej sytuacji, że "słowo 'niemożliwe' nie istnieje we francuskim słowniku". Jack Lang, były znany minister kultury, a obecnie szef Instytutu Świata Arabskiego w Paryżu przypomina inne znaczące wydarzenie, choć porównywanie byłoby ryzykowne. - Odrestaurowaliśmy Luwr w ciągu trzech lat - mówi. Biskup Patrick Chauvet, rektor katedry, zapowiedział, że przez pięć do sześciu lat katedra będzie zamknięta. Już dziś możemy sobie wyobrazić dzień, w którym Notre-Dame zostanie ponownie otwarta. Oblężenie Paryża przez turystów i dziennikarzy, czy przeciążenie serwisów pośredniczących w rezerwacji noclegów, z którym miasto mierzyło się 24 godziny po pożarze, wydają się już dziś być błahostką. Cel Macrona jest ambitny, ale paradoksalnie, jeśli weźmiemy pod uwagę tylko aspekt turystyczny, może okazać się chybiony. Dwa atrakcyjne wydarzenia w jednym czasie - igrzyska i ukończenie odbudowy świątyni - mogą się zwyczajnie kanibalizować. Czy identyczna konstrukcja jest w ogóle możliwa? O ile wyznaczenie tak ambitnego horyzontu można w tym kontekście zrozumieć, zasadnicze pytanie, które już zostało postawione, a będzie pojawiać się jeszcze częściej, dotyczy sposobu, w jaki katedra ma zostać odbudowana. Z dokładnym odwzorowaniem strawionych przez ogień fragmentów, przede wszystkim iglicy, której pomysłodawcą w XIX wieku był architekt Viollet-Le-Duc? Czy z kreowaniem nowych elementów, a przynajmniej w nieco innej formie, które by symbolicznej budowli nadały bardziej nowoczesny charakter, dostosowany do czasów współczesnych? I przede wszystkim - jakie materiały powinny zostać użyte, drewno, jak w spalonej konstrukcji czy jednak inne, mniej podatne na potencjalne działanie szalejących żywiołów? Na te pytania nie będzie natychmiastowej odpowiedzi, pewnie poprzedzi ją szeroka debata, choć dzisiaj wydaje się, że zwolennicy nowoczesnych rozwiązań są w ofensywie. - Jeśli w ciągu wieków katedry były odnawiane, działo się to niemal zawsze przy pomocy nowych technik, oddających ducha epoki - przekonuje historyk Patrick Demouy. Czy szklany dach to dobry kierunek? Czytaj na następnej stronie