Zakaria, redaktor naczelny międzynarodowej edycji "Newsweeka", zwrócił uwagę w tekście, który jest zapisem programu CNN pt. Global Public Square (GPS), na serię antyamerykańskich rysunków satyrycznych zamieszczanych ostatnio w egipskiej prasie rządowej, co - zdaniem Zakarii - jest próbą wzbudzenia niechęci Egipcjan do Stanów Zjednoczonych. Innym tego przykładem jest postawienie przed sądem ponad 40 pracowników organizacji pozarządowych, finansowanych głównie przez USA (NGO). Rząd egipski oskarża te organizacje o otrzymywanie nielegalnego finansowania z zagranicy, a także o działanie bez ważnych licencji rządowych, choć przyznano je jeszcze za rządów Mubaraka. Wśród oskarżonych jest 19 Amerykanów, w tym Sam LaHood, szef egipskiego biura Międzynarodowego Instytutu Republikańskiego z siedzibą w Waszyngtonie, syn amerykańskiego sekretarza ds. transportu Raya LaHooda. Rząd w Kairze otrzymuje od USA 1,2 mld dol. rocznie, tym bardziej dziwne jest więc, że oskarża amerykańskie organizacje charytatywne o nielegalne finansowanie z zagranicy - zwraca uwagę Zakaria. Inspirowanie antyamerykańskich nastrojów jest pomysłem i dziełem minister planowania i współpracy międzynarodowej Fajzy Abul Nagi, która należała do ekipy obalonego prezydenta Egiptu Hosniego Mubaraka i przyjęła teraz strategię jednoczenia Egipcjan poprzez "stawianie czoła cudzoziemcom". Abul Naga rozgrywa konflikty w podzielonym przejściowym rządzie i zyskała poparcie armii, której przedstawiła pracowników organizacji pozarządowych jako jej szczególnie groźnych krytyków. Oskarżenie członków NGO pozwala ukazywać antyrządowe protesty w Egipcie jako działania inspirowane zza granicy - uważa Zakaria. Prawdziwym problemem Egiptu nie są obecnie partie o islamskich korzeniach, jak Bractwo Muzułmańskie, lecz przedstawiciele dawnej dyktatury, którzy nie chcą oddać władzy - pisze Zakaria i przypomina, że czterech ostatnich prezydentów tego kraju - włącznie z Mubarakiem - wywodziło się z sił zbrojnych. Teraz również wojskowi nie chcą oddać kontroli - nawet demokratycznie wybranemu parlamentowi. Armia ma też rozległe wpływy gospodarcze, a tymczasem wzrost gospodarczy Egiptu spowolnił, wynosi między 1 a 2 proc. (dawniej między 5 a 7 proc.), dramatycznie stopniały rezerwy walutowe - z 36 mld dol. w styczniu 2011 roku do 16,3 mld dol. rok później. W połączeniu z deficytem budżetowym sięgającym oficjalnie 8,7 proc., a według niektórych ekonomistów nawet 10 proc. PKB, stwarza to poważne obawy, że Kair nie będzie w stanie zapłacić za towary importowane ani utrzymać kosztownego systemu subwencji rządowych. Notowania kraju są regularnie obniżane przez agencje ratingowe - Standard & Poor's zmienił w piątek notę Egiptu z B+ na B - Kair nie może więc zanadto liczyć na przyciągnięcie inwestorów. Po miesiącach zwlekania Kair zdecydował się podjąć znowu rozmowy z MFW, by uzyskać 3,2 mld dol. pożyczki; do Banku Światowego Egipt zwraca się o kolejny miliard. Szef Banku Światowego Robert Zoellick powiedział jednak niedawno, że Egipt powinien najpierw spełnić oczekiwania dotyczące "demokratyzacji kraju oraz transparencji". Jednak budowaniu demokracji zagraża to co zwykle: wojskowi - pisze Zakaria. "Dopóki oni nie oddadzą władzy, egipska rewolucja pozostanie martwa, a kraj będzie nadal wojskową dyktaturą" - konkluduje Zakaria.