Erna Wallisch podczas wojny znęcała się nad więźniarkami - najpierw w KL Ravensbrueck, potem w obozie na Majdanku. Po wojnie mieszkała w Austrii, choć na całym świecie szukało ją Centrum Szymona Wiesenthala. W połowie października wyśledził ją brytyjski historyk nazizmu Guy Walters i dziennikarze - m.in. polskiego "Super Expressu". Wallisch ma 85 lat, z obcymi nie rozmawia. Lubelski IPN chce ją sądzić za zbrodnie wojenne. Jak zdołała tyle lat się ukrywać? Guy Walters twierdzi, że najprawdopodobniej pomogła jej założona przez nazistów organizacji Stille Hilfe (Cicha Pomoc), która od ponad pół wieku wspiera byłych funkcjonariuszy III Rzeszy - nie tylko tuzy, ale i pionki takie jak Wallisch - czytamy w dzienniku. W przeciwieństwie do wymyślonej przez Fredericka Forsytha Odessy - organizacji wspierającej byłych SS -manów - Cicha Pomoc istniała naprawdę. Założyła ją tuż po wojnie (stowarzyszenie zarejestrowano w 1951 r.) hrabina Helena Elisabeth von Isenburg, żona nazistowskiego naukowca. Pomagała jej Gudrun Burwitz, jedyna dziś żyjąca córka Heinricha Himmlera, szefa SS. O stowarzyszeniu pisano sporo. W 2002 r. w książce "Cicha Pomoc i brunatni towarzysze" niemieccy dziennikarze opisali jej związki ze współczesnymi niemieckimi neonazistami. O Cichej Pomocy pisał też ceniony znawca nazizmu Ernst Klee. Cicha Pomoc oficjalnie troszczyła się o nazistów, których alianci stawiali przed trybunałami. Hrabina von Isenburg prowadziła szeroką kampanię, by uratować więźniów przed stryczkiem. Pisała petycje i artykuły, przedstawiając nazistów jako nieświadome ofiary. Aliantom zarzucała stosowanie odwetowej "sprawiedliwości zwycięzców". - To, że z jej pomocy korzystała Wallisch, uważam za bardzo prawdopodobne. Mogła dostawać od nich choćby czeki w listach - mówi Guy Walters. Cicha Pomoc miała doskonałe wejścia w bawarskiej i austriackiej chadecji. - Organizacja nigdy nie miała problemu ze zbieraniem pieniędzy w Austrii czy w Niemczech - mówi Walters. Cały tekst w "Gazecie Wyborczej".