W piątkowym wypadku ranny został także polski ambasador Andrzej Ananicz, oraz przedstawiciel Holandii. Do zestrzelenia maszyny przyznali się talibowie. Aby uczcić pamięć ofiar pakistańskie władze zorganizowały uroczystość na lotnisku, na którym lądował samolot z ciałami. Trumny były przykryte flagami narodowymi i w asyście kompanii honorowej zostały przeniesione z maszyn do budynków lotnisk. Uroczystość była transmitowana przez państwową telewizję i poza pakistańskimi władzami, z szefem rządu Nawazem Sharifem na czele, uczestniczyli w niej także dyplomaci. Talibowie ogłosili, że zestrzelili helikopter przy użyciu ręcznej wyrzutni rakietowej, mając nadzieję, że celują w maszynę premiera Sharifa. "Nawaz Sharif i jego sojusznicy to nasze najważniejsze cele" - napisał w oświadczeniu ich rzecznik Muhammad Khurasani. Na pokładzie Mi-17 było 11 cudzoziemców Delegacja dyplomatów i dziennikarzy udała się w piątek trzema helikopterami Mi-17 do turystycznego regionu Gilgit-Baltistan w pakistańskim Kaszmirze na uroczystość otwarcia wyciągu narciarskiego. Jeden ze śmigłowców podczas lądowania rozbił się i spadł na budynek szkoły. Na uroczystości miał przemawiać premier Sharif. Szef rządu podróżował oddzielnie - leciał samolotem i wrócił do Islamabadu zaraz po wypadku. W mieście Gilgit miała odbyć się konferencja prasowa premiera wraz z dyplomatami i dziennikarzami. Choć talibowie nie działają w regionie Gilgit, często biorą na siebie odpowiedzialność za incydenty, których faktycznie nie byli sprawcami - przypomina agencja Reutera. Media twierdzą, że na pokładzie Mi-17, który się rozbił, było 11 cudzoziemców, w tym dyplomaci, i sześciu Pakistańczyków Według świadków w wyniku wypadku w szkole w dolinie Naltar wybuchł pożar; w placówce były wtedy dzieci.