W chorwackiej stolicy gościł szef szwedzkiej dyplomacji Carl Bildt, który na spotkaniu z premierem Zoranem Milanoviciem i prezydentem Ivo Josipoviciem wyraził nadzieję, że w niedzielnym głosowaniu Chorwaci opowiedzą się za przystąpieniem do Unii Europejskiej. Największa chorwacka gazeta "Veczernji list" wielkim nagłówkiem na stronie tytułowej ostrzegła: "Ekonomiści: decyzja przeciwko UE oznaczałaby krach gospodarki". Przed ekonomicznymi konsekwencjami odrzucenia członkostwa w UE ostrzegła też minister Pusić podczas rozmowy z dziennikarzami na stołecznym placu bana Jelaczicia. - Zapewne już w ciągu pierwszego tygodnia (po referendum) odbiłoby się to na ratingu kredytowym i cenie kapitału. Potem nastąpiłoby wycofywanie inwestycji i redukcji miejsc pracy. Bardzo szybko zobaczylibyśmy ten efekt - podkreśliła minister. Oficjalna kampania informacyjna przed referendum trwa w Chorwacji od 3 stycznia. Do domów zostało rozesłanych 2 mln broszur, założono strony w Internecie; na Facebooku, Twitterze, Youtube, otwarto bezpłatną infolinię. Kampania startowała jednak powoli, gdyż zbiegła się z przeprowadzonymi 4 grudnia wyborami parlamentarnymi, w wyniku których od władzy po ośmiu latach została odsunięta w atmosferze głośnych skandali korupcyjnych konserwatywna Chorwacka Wspólnota Demokratyczna (HDZ). Premier Jadranka Kosor podpisała jeszcze 9 grudnia układ akcesyjny w Brukseli i przed świętami przekazała rządy tzw. koalicji Kukuryku (od restauracji, gdzie została zawiązana) z socjaldemokratami na czele. Poprzedni rząd zapowiadał wprawdzie kampanię informacyjną przed referendum, ale w obliczu wyborów chorwacka klasa polityczna - jak pisał portal Balkaninsight - milcząco zgodziła się, żeby nieoficjalnie zawiesić ją na czas wyborów. Obecnie Jadranka Kosor, choć przeszła do opozycji, wraz z politykami koalicji Kukuryku przekonuje w spotach telewizyjnych do głosowania za Unią. Za wejściem do UE jest 51 proc. Chorwatów, zdecydowanych na udział w referendum jest 82 proc., na "tak" chce głosować 60 proc. z nich, a 33 proc. sprzeciwi się wejściu do UE - wynika z najnowszych badań ośrodka Ipsos Puls. Według agencji Promocija Plus za członkostwem w UE jest 58 proc. Chorwatów, przeciw - 23 proc. Chorwackie prawo nie wyznacza progu frekwencji koniecznego do uznania referendum za ważne. Konieczne jest tylko, aby odpowiedź "tak" na pytanie: "Czy jest Pan/Pani za członkostwem Republiki Chorwacji w Unii Europejskiej?" zakreśliło ponad 50 proc. wyborców uczestniczących w głosowaniu. - Wyniki nadal wskazują na przewagę zwolenników przystąpienia do UE, tym bardziej że wydają się oni bardziej zmotywowani do udziału w referendum. Ale nie możemy z całą pewnością powiedzieć, że Chorwaci zagłosują za przyłączeniem się do Unii - zastrzegła 4 stycznia Mirna Cvitan z Ipsos Puls. - Wszyscy moi znajomi i rodzina będą głosować przeciwko. Ja też - powiedziała PAP Jelena, sprzedawczyni w piekarni, kobieta po czterdziestce. - Lepiej polegać na sobie. Tam się z nami nie będą liczyć, tylko przyjadą i wykupią nam wszystko nad Adriatykiem. Wiem, że będzie trudno, ale i tak trudno się żyje - dodała. - Chorwacja i tak wejdzie do Europy, jeśli nie teraz, to po następnym referendum. I ja tego chcę. Ale muszę zagłosować "nie", żeby wyrzucić z siebie ten ból, żal, jaki mam do Europy, że nie zrobiła nic, żeby nas bronić przed agresją w czasie wojny. Wy, Polacy, powinniście rozumieć ten żal - tłumaczył PAP 30-letni Hrvoje, sprzedawca w księgarni, z wykształcenia historyk. Duża część Chorwatów ma poczucie, że Bruksela potraktowała Zagrzeb niesprawiedliwie. Także w czasie długich negocjacji postawiła szczególnie surowe warunki, zwłaszcza w porównaniu z Rumunią i Bułgarią. Władze całkowicie podporządkowały się żądaniom ONZ-owskiego trybunału ds. zbrodni wojennych w dawnej Jugosławii, którego istnienie i działania są podważane przez większość Chorwatów. Od zakończenia wojny na Bałkanach w 1995 roku poparcie dla UE w Chorwacji, tak euroentuzjastycznej na początku swej niepodległości, podlegało dużym wahaniom. Najwyższe było w czerwcu 2003 roku, gdy sięgnęło 82 proc. W maju 2011 roku spadło do 45 proc. po ogłoszeniu przez trybunał haski wyroku na gen. Ante Gotovinę, uważanego przez Chorwatów za bohatera narodowego, który wyzwolił kraj. Od listopada, gdy sięgnęło 54 proc., nieznacznie, ale systematycznie spada. Eurosceptycy dopatrują się w tym powodu przyspieszenia terminu referendum, które pierwotnie zapowiadano na połowę lutego. Zarzucają oni rządowi, że chce je zorganizować, zanim na dobre zabierze się za wprowadzanie koniecznych cięć budżetowych. Oskarżenia te odrzuciła minister Pusić. Przyznała jednak, że przyspieszenie referendum ma związek z projektem budżetu. - W naszym interesie leży, żeby go zatwierdzić do końca lutego i zaprezentować międzynarodowym instytucjom finansowym, które określają rating kredytowy - zaznaczyła, wyjaśniając, że kształt budżetu zależy od wyniku referendum. Chorwacja, bacznie obserwując walkę UE z kryzysem, liczy na 3,5 mld euro funduszy europejskich, które może otrzymać w latach 2013-2015. "To małżeństwo z rozsądku (...) miłość maleje" - ocenił w grudniu francuski "Le Monde". "Marzeniem Chorwatów jest lepsze życie, praca i pomoc socjalna" - przyznaje z kolei Visznja Samardżić z Instytutu Stosunków Międzynarodowych.