Prawdopodobnie właśnie jego brak przyczynił się do śmierci dzisiaj w nocy 38-letniego nurka Samana Kunana. Pracujące dzień i noc maszyny wypompowujące wodę z pieczar nie nadążają za spływającą ze wzgórz deszczówką. Również w najbliższych dniach w północnej Tajlandii spodziewane są obfite opady deszczu. Do obozu ratunkowego przybył minister spraw wewnętrznych. Dodatkowym utrudnieniem dla służb ratunkowych może być niespokojna aura. Jeśli zacznie padać, woda w jaskini może się podnieść. Jak podaje BBC ratownicy jednak się nie poddają i szukają sposobu, jak uratować uwięzionych. Jednym z pomysłów jest wykonanie odwiertu. Przez kamienne korytarze przeciśnięto czterokilometrową rurę, którą ma być wpompowywane powietrze. Nie mogą jeszcze nurkować Narongsak Osotthanakorn, gubernator regionu Chiang Ra, w którym znajduje się jaskinia, powiedział do dziennikarzy w piątek, że chłopcy mają dość siły, by iść, ale nie mogą pływać bezpiecznie. Poinformował, że zdrowie większości chłopców "powróciło do normy" i że nurkowie kontynuowali uczenie ich technik nurkowania i oddychania. Na pytanie, czy próba ratunkowa zostanie podjęta w nocy, jeśli zacznie padać, odpowiedział: "Nie, chłopcy nie mogą jeszcze nurkować". W czwartek rodzice wysłali listy do chłopców, ale gubernator powiedział, że nie jest pewien, czy już do nich dotarły. 12 chłopców w wieku od 11 do 16 lat i towarzyszący im 25-letni trener prawie dwa tygodnie temu weszło do kompleksu jaskiń w Chiang Rai na północy Tajlandii. Odcięci od świata zostali po tym jak część jaskini zalała woda. W poniedziałek do uwięzionych dotarli ratownicy. Dostarczono im pożywienie i leki.