Skierowanie statków w rejon wysp ma na celu "potwierdzenie suwerenności terytorialnej kraju" - dodała chińska agencja. Wyjaśniła, że wysłane jednostki nie należą do chińskiej marynarki wojennej, lecz do Państwowej Administracji Oceanicznej, która podlega ministerstwu ds. gruntów i zasobów naturalnych. Bezludne wyspy, nazywane przez Japończyków Senkaku, od lat administrowane są przez Tokio. Roszczenia do nich zgłaszają Chińczycy, którzy nazywają je Diaoyu. Spór o wyspy toczy się również z Tajwanem, który używa nazwy Tiaoyutai. Wyspy, z których jedna już należy do Japonii, znajdują się w pobliżu bogatych łowisk i prawdopodobnie dużych złóż ropy naftowej i gazu. W poniedziałek władze w Tokio poinformowały, że zawarły umowę z japońską rodziną, którą uznawały za właścicieli wysp. Według japońskich mediów kontrakt opiewa na 2,05 mld jenów (26,2 mln dolarów). Chiny: Nie oddamy ani centymetra Chińskie MSZ uznało, że wykupienie wysp jest "niezgodne z prawem" i będzie miało "poważne konsekwencje". Ostrzegło, że kraj podejmie "niezbędne kroki w celu ochrony swojej suwerenności terytorialnej". Premier Chin Wen Jiabao oświadczył, że "wyspy Diaoyu są integralną częścią terytorium Chin" i powiedział, że Pekin "nie ustąpi nigdy ani o centymetr kwadratowy" w kwestiach związanych z suwerennością. Przeciwko zakupowi tego niewielkiego archipelagu we wtorek stanowczo zaprotestował też Tajwan. "Jednostronny i nielegalny krok ze strony Japonii nie może podważać tego, że wyspy należą do Republiki Chińskiej", czyli Tajwanu - oświadczył tajwański minister spraw zagranicznych Timothy Jang. Spór na linii Pekin-Tokio zaostrzył się w 2010 r., gdy Japończycy zatrzymali w rejonie wysp kapitana i załogę chińskiego statku rybackiego, który zderzył się z japońskimi okrętami patrolowymi. Ostatecznie całą załogę trawlera uwolniono. Z kolei w sierpniu br. na jedną z wysp przypłynęła grupa prochińskich aktywistów i dziennikarzy z Hongkongu i umieściła tam chińską flagę. Aresztowała ich japońska policja i deportowała do Hongkongu. Potem na tej samej wyspie wylądowali japońscy nacjonaliści. Wywołało to antyjapońskie protesty w ponad 20 chińskich miastach. Atakowano japońskie sklepy, restauracje i samochody.