W trakcie śledztwa wyszło na jaw, że Liu brał łapówki i nadużywał swojej władzy - oświadczyła w czwartek partyjna agencja antykorupcyjna. Komisja dyscyplinarna partii podała do wiadomości tego samego dnia, że dokona konfiskaty "bezprawnie nabytego mienia" i przekaże sprawę prokuraturze. W oficjalnym oświadczeniu można przeczytać, iż Liu "wykorzystywał swoją pozycję; zarówno on, jak i jego rodzina przyjmowali ogromne łapówki". Sprawa Liu Tienana stanowi w Chinach precedens, ponieważ występki urzędnika jako pierwszy w grudniu ub.r. na swoim mikroblogu nagłośnił Luo Changping, zastępca redaktora naczelnego magazynu "Caijing". Dziennikarz oskarżył polityka o utrzymywanie podejrzanych kontaktów z biznesmenami oraz pośredniczenie w udzielaniu ryzykownych kredytów. - Liu Tienan jest najwyższym urzędnikiem państwowym, który został ukarany po oskarżeniach zamieszczonych przez kogoś w internecie. Ta sprawa stanowi przełom i będziemy obserwowali coraz więcej tego typu przypadków - zauważył politolog z Chińskiej Akademii Nauk Społecznych w Pekinie Liu Shanying. Dodał, że władze muszą dostosowywać się do oczekiwań opinii publicznej, jeśli zarzuty zamieszczone w sieci nabierają odpowiednio dużego rozgłosu. Choć chińscy oficjele dosyć często deklarują, że rozprawią się z szerzącą się w strukturach władzy korupcją, partia komunistyczna wolałaby w pełni kontrolować ten proces, by opinia publiczna nie poznała nieprzyzwoitych szczegółów nadużyć. Walka z korupcją nabrała szczególnego znaczenia w kraju, odkąd w marcu urząd prezydenta Chin objął Xi Jinping. Polityk wielokrotnie obiecywał wykorzenienie procederu w łonie partii, której wizerunek osłabił skandal związany z żoną Bo Xilaia, uważanego za jednego z czołowych kandydatów do Stałego Komitetu Biura Politycznego KC KPCh, czyli do ścisłego kierownictwa chińskiego. Na skutek skandalu Bo wydalono z partii. Przywódca Chin jest zdania, że korupcja zagraża przyszłości państwa oraz samej KPCh. Jak jednak ocenia Reuters, bez niezależnego sądownictwa walka z korupcją niemal na pewno spełznie na niczym, zwłaszcza że partia, choć obsesyjnie dąży do kontroli wszystkiego, nie wysyła żadnych sygnałów świadczących o zamiarze przeprowadzenia reformy aparatu sprawiedliwości.