Tybetańskie władze lokalne podały w sobotę, że każda z rodzin otrzyma po 200 tys. juanów (ok. 28 tys. USD). Według oficjalnego bilansu, w zamieszkach śmierć poniosło 18 osób cywilnych. Tymczasem tybetański rząd na uchodźstwie szacuje, że ofiar śmiertelnych było ok. 140. Według oficjalnej chińskiej agencji Xinhua, osoby ranne otrzymają bezpłatną pomoc medyczną, a właściciele domów zniszczonych w zamieszkach - pomoc w ich odbudowie. Nie wiadomo, co z odszkodowaniem dla rodziny policjanta, o którego śmierci informowały władze w Pekinie. Antychińskie wystąpienia w Tybecie i zamieszkanych przez Tybetańczyków prowincjach Chin oraz odpowiedź władz w Pekinie wywołały wielkie zaniepokojenie w świecie. Od wybuchu zamieszek w Lhasie dwa tygodnie temu Chiny prowadzą kampanię propagandową, w ramach której m.in. za nierzetelne relacje krytykowane są zachodnie media. Do Tybetu wpuszczono od tego czasu tylko jedną grupę zagranicznych dziennikarzy. W piątek chińskie MSZ poinformowało o zorganizowaniu przez władze wizyty zagranicznych dyplomatów w Tybecie. Podróż ma na celu "obiektywne zrozumienie wydarzeń w Tybecie przez społeczność dyplomatyczną". 10 marca w Lhasie, w 49. rocznicę krwawego stłumienia tybetańskiego powstania przeciwko Chinom, mnisi buddyjscy zorganizowali pokojowe marsze, które w kolejnych dniach przerodziły się w największe od 20 lat antychińskie demonstracje. Objęły one także zamieszkane przez Tybetańczyków regiony poza granicami Tybetu.