Liczba rannych również wzrosła: z 1680 do 1721. Jak poinformowała chińska agencja Xinhua, 881 ludzi nadal przebywa w szpitalach, przy czym stan 66 jest krytyczny. Podczas zamieszek spalono 331 sklepów i 627 pojazdów. Władze podają, że większość zabitych to etniczni Chińczycy - Hanowie, podczas gdy Ujgurzy uważają, że to ich mniejszość bardziej ucierpiała podczas represji. Z wcześniejszych danych wynikało, że wśród 184 ofiar śmiertelnych 137 to Hanowie, 46 - Ujgurzy, a jedna osoba to jeszcze inna grupa etniczna - Hui. Ujgurzy, którzy są muzułmanami i związani są kulturowo z Azją Środkową, stanowią około 40 procent 20-milionowej ludności Autonomicznego Regionu Sinkiang-Ujgur. W samym Urumczi i w większych oazach większość stanowią napływowi Chińczycy. Wielu Ujgurów jest niechętnych nasilającej się chińskiej imigracji oraz kontroli partyjnej nad ich życiem społecznym i religijnym. Twierdzą, że są politycznie marginalizowani na swym ojczystym terytorium, dysponującym bogatymi złożami ropy i gazu ziemnego oraz cennymi minerałami. Z kolei Hanowie, zachęcani przez władze do osiedlania się w Sinkiangu, uważają, że Ujgurzy powinni być wdzięczni rządowi za szybki rozwój regionu. W środę w Urumczi panował spokój, obowiązywały zaostrzone środki bezpieczeństwa, zwłaszcza w pobliżu rejonów zamieszkanych przez Ujgurów. Według Światowego Kongresu Ujgurów - organizacji ujgurskich uchodźców z siedzibą w USA - w Urumczi zginęło 600-800 osób. Wydarzenia w Urumczi porównał do ludobójstwa premier Turcji Recep Tayyip Erdogan. Mówiąc o nich w zeszły piątek ocenił, że popełnione zostało "jawne barbarzyństwo". Ujgurzy są ludem tureckim, dlatego też krytyka przemocy na tle etnicznym w tej prowincji była w Turcji szczególnie ostra mimo coraz silniejszych więzów gospodarczych kraju z Państwem Środka. Obecny Sinkiang leży na terenach określanych w XIX i do połowy XX wieku jako Turkiestan Wschodni.