Partia lodów została przetestowana na obecność koronawirusa trzykrotnie - każda próbka dała wynik pozytywny. W efekcie wszystkie wytworzone przez firmę produkty zostały zapieczętowane i wysłane do miejskiego centrum kontroli epidemicznej - czytamy na stronie Polsat News. Z danych przekazanych przez służby wynika, że zakażenie może dotyczyć 4 836 opakowań, z czego ponad połowa z nich trafiła na rynek. Wszyscy, którzy kupili skażone lody proszeni są o kontakt ze służbami sanitarnymi. Do tej pory kwarantanną objęto 1662 pracowników firmy. Wirus przetrwał z powodu niskiej temperatury Epidemiolodzy podejrzewają, że wirus przetrwał w lodach przez niską temperaturę w chłodniach. Prawdopodobnie produkty miały kontakt z pracownikiem chorującym na COVID-19. Służby ujawniły również, że lody powstają z mleka w proszku importowanego z Nowej Zelandii oraz serwatki importowanej z Ukrainy. - Oczywiście każdy poziom skażenia jest nieakceptowalny i jest powodem do zmartwień, ale zakażenie może wynikać przez problem z zakładem produkcyjnym i utrzymaniem higieny w miejscu pracy - powiedział stacji Sky News dr Stephen Griffin, wirusolog z Uniwersytetu w Leeds. Dodał, że jeden taki przypadek nie może wywołać masowej paniki.