Żadnego zrozumienia nie znalazły w Pekinie sugestie brytyjskiego premiera Gordona Browna, który dostrzegał możliwości dialogu między Chinami a dalajlamą. Chińskie MSZ wyraziło natomiast w czwartek "poważne zaniepokojenie" tym, że w maju Brown zamierza przyjąć dalajlamę w Londynie. Dalajlama wciąż deklaruje gotowość do rozmów; w czwartek powiedział, że byłby "szczęśliwy", mogąc pojechać do Chin. Strona chińska musiałaby jednak wystąpić z "uczciwą propozycją" rozwiązania problemu Tybetu; bez tego rozmowy "nie miałyby sensu". Rząd Chin po raz pierwszy przyznał, że protesty Tybetańczyków w Lhasie przeciwko władzy chińskiej przeniosły się do innych miejscowości w Tybecie i sąsiednich prowincjach. Jako ostatnich dziennikarzy zagranicznych wydalono z Lhasy niemieckiego korespondenta Georga Blume, pracującego dla tygodnika "Die Zeit" i gazety "Berliner Tageszeitung", oraz Austriaczkę Kristin Kupfer, korespondentkę magazynu "Profil" i agencji informacyjnej epd. Organizacja Reporterzy bez Granic ostrzega, że teraz, po wydaleniu ostatnich "niepożądanych obserwatorów", chińskie siły bezpieczeństwa mogą tłumić protesty Tybetańczyków, a świat nie będzie o tym wiedział. Chińskie MSZ zaprzeczyło, jakoby istniała jakaś nowa inicjatywa zmierzająca do negocjacji z dalajlamą. Rzecznik MSZ Qin Gang oświadczył, że brytyjskie doniesienia na ten temat są "nie całkiem prawdziwe". Qin powiedział, że premier Chin Wen Jiabao w rozmowie z Gordonem Brownem tylko potwierdził dotychczasowe stanowisko, zgodnie z którym dalajlama musi poniechać żądań niepodległości Tybetu i "zaprzestać wszelkich działań separatystycznych". Wtedy Chiny będą gotowe do dialogu. Brown informował w środę, że Wen powiedział mu, iż jest gotów do przeprowadzenia rozmów z dalajlamą pod pewnymi warunkami. Chodzi, według chińskiego premiera, o niepopieranie przez dalajlamę niepodległości Tybetu i powstrzymanie się od przemocy. W opinii Pekinu, to dalajlama zaplanował obecne niepokoje w Tybecie i kieruje nimi, co - jak twierdził rzecznik MSZ - pokazuje, że duchowy przywódca Tybetańczyków z niepodległości nie zrezygnował. Qin Gang przyznał, że poza Lhasą do protestów Tybetańczyków doszło "w niewielu miejscowościach". Zaprzeczył doniesieniom Tybetańczyków na emigracji i niezależnych źródeł na temat strzelania do tybetańskich demonstrantów. Rzecznik MSZ twierdził, że nie są mu znane zdjęcia pokazujące ofiary z ranami postrzałowymi. Agencja dpa informuje, powołując się na "miejscowe źródło", że w mieście Aba w prowincji Syczuan chińskie siły bezpieczeństwa od piątku zastrzeliły 18 ludzi. Oficjalna chińska agencja Xinhua doniosła, że w sobotę w Abie setki "wichrzycieli" podpalały sklepy oraz atakowały urzędy, posterunki milicji, szpitale i szkoły. Wieli milicjantów zostało podobno rannych.