Najnowsze dane zostały opublikowane na początku tygodnia w raporcie Chińskiej Akademii Nauk Społecznych. Według dokumentu dochody netto miejskich gospodarstw domowych przewyższyły w ubiegłym roku przychody rodzin mieszkających na wsi ponad trzykrotnie. Rolnicy musieli jednak poświęcić ok. 40 proc. swoich dochodów na zakup nawozów sztucznych, nasion i środków ochrony roślin. Po uwzględnieniu tych wydatków stosunek dochodów w mieście i na wsi wyniósł ok. 5 do 2; różnica ta jest wyższa o 26 proc. niż 15 lat temu - napisano w raporcie. Chociaż pod koniec ubiegłego roku wskaźnik urbanizacji w Chinach po raz pierwszy w historii przekroczył 50 proc., to jak podkreślają autorzy dokumentu chińskiego społeczeństwa wciąż nie można uznać za w pełni rozwinięte i zurbanizowane. Wynika to z faktu, że ludności napływającej masowo z terenów wiejskich wciąż bardzo ciężko jest przystosować się do miejskiego stylu życia, a kultury wielu chińskich miast nie można nazwać "kulturą miejską". Największą barierą, jaką napotykają na swej drodze robotnicy napływowi, są ograniczenia związane z panującym w całym kraju systemem rejestracji rodzin, nazywanym "hukou". Każda rodzina posiada książeczkę "hukou", w której jest zapisane, do jakiego okręgu przynależy. W rzeczywistości system ten dzieli obywateli na dwie kategorie, ponieważ osoby zarejestrowane na wsi są w wielu sytuacjach traktowane zupełnie inaczej niż rezydenci miast. - Wiejski hukou oznacza niższą emeryturę, wyższe koszty edukacji i opieki zdrowotnej, większe trudności z zakupem nieruchomości w mieście, problemy z założeniem działalności gospodarczej i wyjazdem do Hongkongu, ale za to np. znacznie niższe kary za nieprzestrzeganie zasad polityki jednego dziecka - wyjaśniła Chinka, która od kilkunastu lat mieszka i prowadzi firmę w Kantonie, a mimo to w systemie "hukou" wciąż przynależy do swojej rodzinnej wsi w prowincji Hunan. A ponieważ zapis "hukou" jest dziedziczny, nawet jeśli jej dzieci urodzą się w Kantonie, zostaną automatycznie przypisane do hunańskiej wsi. System "hukou", dzielący ludność na miejską i wiejską, wprowadzono za czasów przewodniczącego Mao Zedonga pod koniec lat 1950. jako mechanizm kontroli migracji wewnątrz kraju. Od tego czasu w poszukiwaniu lepszego życia w miastach z rodzinnych domów wyniosło się ponad 200 mln osób, które pracując w fabrykach przyczyniły się w dużym stopniu do dynamicznego rozwoju gospodarczego kraju. Od kilku lat Chińczycy zastanawiają się, w jaki sposób łagodnie zreformować system, by zlikwidować nierówności związane z "hukou", nie wywołując przy tym przesadnie dużego napływu ludzi z wsi do wielkich bogatych miast, które już teraz są przepełnione. Pilotażowy program stopniowego łagodzenia systemu rozpoczęto w 2010 roku np. w Shenzhen w prowincji Guangdong. Polega on na wydawaniu miejskich książeczek napływowej ludności z tej samej prowincji, spełniającej określone, wysokie kryteria, dotyczące między innymi wykształcenia i sytuacji finansowej. Później program rozciągnięto również na stolicę prowincji, Kanton, gdzie ponad połowa z ok. 13 mln mieszkańców nie posiada lokalnej rejestracji "hukou". Próby reform w Guangdongu nie przyniosły jednak dotychczas niemal żadnych rezultatów. W Kantonie do końca 2011 roku napływowej ludności wydano tylko 3 tys. miejskich książeczek. - Nie można znieść systemu hukou z dnia na dzień. Wiążą się z tym olbrzymie koszty - wyjaśnił BBC przedstawiciel kantońskiego rządu Chen Haotian. Jak wykazały badania, wydanie jednej książeczki "hukou" osobie spoza Kantonu będzie kosztowało miasto w dłuższym okresie ok. 1,2 mln juanów (ponad 618 tys. zł). Są to koszty związane z przywilejami, jakie uzyska posiadacz dokumentu i jego rodzina w wyniku otrzymania kantońskiego "hukou".