Lam powiedziała również, że gdyby mogła, ustąpiłaby z funkcji w związku z zamieszaniem, do jakiego doprowadziła. Zasugerowała, że jej możliwości rozwiązania kryzysu są bardzo ograniczone, ponieważ sprawa trwających w Hongkongu protestów stała się dla rządu centralnego kwestią suwerenności i bezpieczeństwa narodowego, zwłaszcza w kontekście narastających sporów z USA. W Hongkongu od prawie trzech miesięcy trwają masowe antyrządowe protesty. Często dochodzi do starć z policją, w których ranne zostały już setki osób, a setki innych zatrzymano. Fala demonstracji uznawana jest za największy kryzys polityczny w Chinach od czasu protestów na placu Tiananmen w Pekinie w 1989 roku. Władze w Pekinie dawały do zrozumienia, że mogą stłumić protesty przy użyciu wojska, a oddziały Zbrojnej Policji Ludowej ćwiczyły w pobliżu granicy z Hongkongiem. Niektórzy komentatorzy oceniali, że Pekinowi zależy na rozwiązaniu problemu przed uroczystymi obchodami 70. rocznicy proklamacji ChRL, która przypada na 1 października. "Mogę was zapewnić, że Pekin nie ustalił terminu (...) Ani oni, ani my, nie oczekujemy, że będziemy w stanie to rozwiązać przed 1 października" - powiedziała Lam. Oceniła również na podstawie "własnego wyczucia sytuacji i poprzez dyskusje", że rząd centralny "absolutnie nie ma planu" wysyłania Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ALW) do Hongkongu. Jej zdaniem władze ChRL zdają sobie sprawę, że interwencja w Hongkongu mogłaby poważnie nadszarpnąć reputację Chin. "Dbają o międzynarodowy wizerunek kraju. Dużo czasu zajęło Chinom zbudowanie takiego międzynarodowego wizerunku, aby niektórzy mówili, że to nie tylko duża gospodarka, ale duża i odpowiedzialna gospodarka, więc porzucenie wszystkich tych pozytywnych zmian zdecydowanie nie leży w ich planach" - powiedziała. Według Lam chiński rząd jest skłonny przeczekać protesty bez krótkoterminowego rozwiązania. Nagranie, do którego dotarli dziennikarze agencji Reutera, wykonano w ubiegłym tygodniu podczas jednego ze spotkań Lam z przedsiębiorcami. Troje uczestników tego spotkania potwierdziło brytyjskiej agencji, że szefowa hongkońskich władz wypowiadała się w ten sposób. W odpowiedzi na pytanie o tę sprawę rzecznik Lam oświadczył, że w ubiegłym tygodniu wzięła ona udział w dwóch wydarzeniach z udziałem przedstawicieli biznesu, ale ponieważ miały one charakter prywatny, nie może on komentować wypowiedzi, jakie na nich padały. Pierwotną przyczyną protestów w Hongkongu był forsowany przez Lam projekt nowelizacji prawa ekstradycyjnego, który przewiduje m.in. możliwość odsyłania podejrzanych do Chin kontynentalnych. Z czasem do postulatu wycofania tego projektu dołączyło żądanie niezależnego śledztwa w sprawie brutalności policji i demokratycznych wyborów lokalnych władz. "Doprowadzenie przez szefa administracji do tak wielkiego zamieszania w Hongkongu jest czymś niewybaczalnym" - mówi na nagraniu Lam. "To po prostu niewybaczalne. Gdybym miała wybór, to po pierwsze bym się zwolniła, po szczerych przeprosinach ustąpiłabym z funkcji" - dodaje łamiącym się głosem. W wystąpieniach publicznych szefowa władz Hongkongu wielokrotnie zapewniała, że projekt nowelizacji prawa "jest martwy", ale odmawiała odpowiedzi na pytanie, czy do jego formalnego wycofania potrzebowałaby zgody władz w Pekinie. Z Kantonu Andrzej Borowiak (PAP)