Rzecznik ambasady wyraził w komunikacie "silne niezadowolenie" z oświadczenia Pompeo, które ocenił jako przejaw "uprzedzeń i arogancji" oraz "afront wobec Chińczyków i poważne naruszenie międzynarodowego prawa i podstawowych norm rządzących stosunkami międzynarodowymi". "Każdy, kto próbuje zastraszać Chiny i traktować je protekcjonalnie (...) wyląduje tylko na śmietniku historii" - dodał rzecznik, którego nazwiska nie podano. W komunikacie chińskiej placówki nie napisano wprost o masakrze na Placu Tiananmen. Wydarzenia określono tylko jako "polityczny incydent z końca lat 80.". "Prawa człowieka w Chinach znajdują się obecnie w najlepszym okresie w historii" - twierdzi ambasada ChRL w Waszyngtonie. 4 czerwca 1989 roku chińskie wojsko otworzyło ogień do nieuzbrojonych uczestników prodemokratycznych demonstracji w Pekinie. Do dziś komunistyczne władze kraju cenzurują wszelkie wzmianki o wydarzeniu, znanym jako masakra na Placu Tiananmen, i nie ogłosiły oficjalnego bilansu ofiar. Niezależne szacunki mówią o kilkuset do nawet kilku tysięcy zabitych. W poniedziałkowym oświadczeniu Pompeo wezwał Chiny do ujawnienia pełnej informacji o zabitych i zaginionych. "Byłby to pierwszy krok do pokazania, że partia komunistyczna jest skłonna uszanować prawa człowieka i podstawowe wolności" - ocenił sekretarz stanu USA. "Wzywamy Chiny, by wypuściły wszystkie osoby przetrzymywane za próby korzystania z tych praw i wolności" - zaapelował Pompeo.