Wskutek środowego trzęsienia rannych zostało ponad 11 000 ludzi, w tym 1 174 ciężko. 100 000 ludzi zostało bez dachu nad głową. W mieście Jiegu zniszczonych zostało ponad 85 proc. budynków. Wiele osób pozbawionych dachu na głową będzie musiało spędzić kolejną noc pod gołym niebem przy temperaturach spadających do zera. Najciężej ranni przewożeni są do szpitala w Xining, oddalonej o 800 km stolicy prowincji, lub w Chengdu, stolicy Syczuanu. "To wygląda jak strefa wojenna. Całkowity bałagan. W nocy ludzie płakali i krzyczeli - relacjonował właściciel miejscowego hotelu. - Niektórzy z nich mają połamane nogi, czy ręce, a mogą dostać tylko zastrzyki przeciwbólowe". Zimno, silny wiatr, częste wstrząsy wtórne i choroba wysokościowa utrudniają akcję ratowniczą. W odległe rejony dotknięte katastrofą docierają transporty z żywnością, wodą pitną i sprzętem medycznym. Zniszczona droga dojazdowa do najbliższego lotniska jest naprawiana. W rejonie Yushu rozmieszczono też dodatkowy personel medyczny, jednak ma on za mało lekarstw i sprzętu medycznego. Przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej Hu Jintao postanowił skrócić podróż pod Ameryce Łacińskiej i po wizycie w Brazylii zrezygnował z podróży do Wenezueli i Chile. Epicentrum trzęsienia, którego siłę ocenia się na 7,1 w skali Richtera, znajdowało się w górach oddzielających prowincję Qinghai od Tybetańskiego Okręgu Autonomicznego.