Na rutynowym briefingu prasowym w Pekinie rzeczniczka chińskiego MSZ Hua Chunying zarzuciła "niektórym politykom i mediom w USA", że reagowały w odmienny sposób na te - jej zdaniem - podobne do siebie sytuacje. - Amerykańskie media głównego nurtu potępiają incydent na Kapitolu, używając takich słów jak "przemoc", "zbiry", "ekstremiści" czy "hańba". Jakich słów używali, opisując Hongkong? "Piękny widok" i "walczący o demokrację" - powiedziała Hua, wzywając do "poważnej i głębokiej refleksji" nad powodami tych różnic. - Wierzymy, że Amerykanie również chcą bezpieczeństwa i spokoju, zwłaszcza w kontekście nowej pandemii, i mamy nadzieję, że będą mogli się cieszyć pokojem, stabilnością i bezpieczeństwem tak szybko, jak to możliwe - dodała rzeczniczka. Chińska prasa o "upadku latarni demokracji" Ekspert ds. chińskich z Ośrodka Studiów Wschodnich dr Michał Bogusz określił wydarzenia na Kapitolu jako "dar niebios" dla chińskiej propagandy. - Będą przez długie miesiące lub nawet lata wykorzystywane do deprecjonowania demokracji i zachodniego modelu politycznego. Chiński autorytaryzm będzie przedstawiany w kontrze, jako ostoja stabilności, bezpieczeństwa i kompetentnych rządów komunistycznych mandarynów - ocenił. Chińska prasa porównuje szturm na Kapitol do wtargnięcia radykalnej grupy protestujących w Hongkongu do siedziby lokalnego parlamentu w lipcu 2019 roku. Podkreśla, że wydarzenia w Waszyngtonie poskutkowały śmiercią co najmniej czterech osób, podczas gdy w Hongkongu nie zginął wówczas żaden z demonstrantów. Nacjonalistyczny chiński dziennik "Global Times" napisał, cytując komentarze anonimowych chińskich internautów, że szturm na Kapitol ukazał "upadek latarni demokracji". Zarzucił amerykańskim władzom hipokryzję Gazeta przytacza też opinię wykładowcy stosunków międzynarodowych z Uniwersytetu Fudan w Szanghaju Shena Yi, który zarzucił amerykańskim władzom hipokryzję, ponieważ potępiały one wysyłanie policji do rozganiania demonstracji w innych krajach i regionach, a teraz same użyły siły przeciwko tłumowi, który wdarł się do Kapitolu. "Global Times" opublikował również serię kolaży zdjęć z Kapitolu i Hongkongu. W jednym z nich zestawiono wypowiedź przewodniczącej Izby Reprezentantów USA Nancy Pelosi, która określiła tłumy prodemokratycznych demonstrantów na ulicach Hongkongu jako "piękny widok", ze zdjęciem jej biura okupowanego przez zwolenników Trumpa. Masowe prodemokratyczne demonstracje odbywały się w Hongkongu niemal codziennie przez całą drugą połowę 2019 roku. Czasem były to olbrzymie pokojowe marsze z udziałem nawet ponad miliona osób, ale często dochodziło również do starć radykalnych grup demonstrantów z policją i aktów wandalizmu. Władze nie ugięły się pod żądaniami protestujących, którzy domagali się m.in. demokratycznych wyborów. Obecnie komunistyczny rząd ChRL i lojalna wobec niego administracja Hongkongu nasiliły kampanię przeciwko opozycji. Miastu narzucono kontrowersyjne przepisy bezpieczeństwa państwowego, z lokalnego parlamentu usuwano opozycyjnych posłów, a policja aresztowała wielu działaczy demokratycznych. Chiny: USA zapłacą „wysoką cenę” za ingerencje w nasze sprawy Stany Zjednoczone zapłacą "wysoką cenę" za ingerencje w wewnętrzne sprawy ChRL - oświadczyła rzeczniczka chińskiego MSZ Hua Chunying. To reakcja na zapowiedź wizyty ambasador USA przy ONZ na Tajwanie oraz groźbę sankcji za zatrzymania demokratów w Hongkongu. Szef amerykańskiej dyplomacji Mike Pompeo oświadczył, że jest zbulwersowany masowym zatrzymaniem 53 prodemokratycznych działaczy i polityków w Hongkongu. Dodał, że rozważa nałożenie sankcji na osoby zamieszane w akcję. "Stany Zjednoczone rozważą sankcje i inne restrykcje wobec wszystkich osób i podmiotów zamieszanych w przeprowadzenie tego zamachu na naród hongkoński" - oznajmił w oświadczeniu Pompeo. Jak dodał, USA "nie będą tolerować arbitralnych zatrzymań i prześladowań obywateli USA". Pompeo ogłosił również, że amerykańska ambasador przy ONZ Kelly Craft odwiedzi Tajwan, który komunistyczne władze w Pekinie uznają za nieodłączną część terytorium ChRL. Z powodu ich sprzeciwu Tajwan nie jest członkiem ONZ. Policja w Hongkongu potwierdziła w środę zatrzymanie 53 osób podejrzanych o złamanie kontrowersyjnych przepisów bezpieczeństwa państwowego, narzuconych miastu przez władze centralne w Pekinie. Zatrzymanych podejrzewa się o działalność wywrotową, za którą przepisy te przewidują nawet dożywocie. Wśród zatrzymanych jest obywatel USA, prawnik John Clancey - przekazały źródła w jego kancelarii. Pompeo wyraził oburzenie z powodu aresztowania Amerykanina i oświadczył, że "Stany Zjednoczone nie będą tolerowały arbitralnego zatrzymywania i prześladowania obywateli USA". Według źródeł policyjnych hongkońskiego dziennika "South China Morning Post" w czwartek wszyscy zatrzymani zostaną zwolnieni za kaucją bez postawionych zarzutów, ale większości z nich zabrano paszporty.