Chińskie jednostki zwiadowcze wpłynęły na japońskie wody o godzinie 13.00 czasu lokalnego (5.00 czasu polskiego). Kilka godzin wcześniej, jeszcze w sobotę, na tych wodach pojawił się na krótko chiński patrolowiec. Wyspy znajdują się pod administracją Japonii, ale prawa do niego roszczą sobie również Chiny. Te powtarzające się incydenty wywołują ostrą reakcję rządu Shinzo Abego, który zobowiązał się do wzmocnienia środków kontroli wokół wysepek, będących - jak podkreślił premier - własnością Japonii, niepodlegającą negocjacjom. Pekin regularnie wysyła w ten rejon okręty, a ostatnio także samoloty, zwłaszcza od kiedy Tokio we wrześniu ubiegłego roku wykupiło od prywatnego właściciela trzy z pięciu wysepek. Doprowadziło to do zaostrzenia konfliktu. Jego eskalacja nastąpiła po 30 stycznia, gdy - jak twierdzi Japonia - okręt jej Morskich Sił Samoobrony został namierzony przez radar kierowania ogniem chińskiego okrętu wojennego. Jak podkreślił wtedy japoński minister obrony Itsunori Onodera, działanie takie nie jest normalne. "Wystarczyłby jeden błąd, a sytuacja stałaby się bardzo niebezpieczna" - oświadczył wówczas Onodera. Japonia zaprotestowała przeciwko takim działaniom, a Chiny stanowczo zaprzeczyły japońskim oskarżeniom.