Takie tradycyjne biznesowe bankiety z urzędnikami państwowymi cieszą się złą sławą ze względu na toasty wypijane do dna, tzw. "ganbei". Uczestnicy usiłują dzięki dużej ilości wypijanego alkoholu uzyskać koncesje i wyrobić sobie stosunki. Wiele takich bankietów finansowanych jest z funduszy rządowych. W niektórych miastach, jak Szanghaj, picie w interesach jest źle widziane, ale rozpowszechnione jest ono niemal wszędzie w Chinach, zwłaszcza na szczeblu lokalnym. Policjant drogówki Chen Lusheng z Shenzhen zmarł po kilku toastach na takim bankiecie z oficjelami - pisze "China Daily". Nazwano go męczennikiem, czyli kimś, kto zmarł na posterunku, pełniąc służbę, chociaż Chen nie był na przyjęciu służbowo. Uczyniono tak, aby podnieść kwotę odszkodowania dla jego rodziny. Suma wzrosła dzięki temu niemal dwukrotnie do 650 tys. juanów (95 tys. dolarów). Jednak krewni zmarłego domagają się 4,8 mln juanów (700 tys. dolarów). Aby wywrzeć presję na pracodawców, urządzili żałobne uroczystości na komisariacie. W tym roku chińska prasa donosiła z dezaprobatą o śmierci urzędnika biura zasobów wodnych w Wuhan, stolicy prowincji Hubei (Hopej), który zmarł na serce po wypiciu nadmiernej ilości alkoholu na bankiecie. W listopadzie zmarł w wyniku zatrucia alkoholem po oficjalnym przyjęciu sekretarz partii z miejscowości Xiaogang w prowincji Anhui (Anhuej). Wcześniej w tym roku w południowych Chinach zmarli dwaj przedstawiciele władz, którzy zapadli w śpiączkę alkoholową po nadmiernej ilości "ganbei" podczas oficjalnego spotkania.