Przed mającymi się odbyć w drugiej połowie lipca ćwiczeniami wojskowymi "Han Kuang", które co roku organizują siły zbrojne Tajwanu, Chiny rozpowszechniają przekaz mający osłabić morale Tajwańczyków, wywołać w nich niepokój. Władze w Pekinie starają się "zniszczyć prestiż naszego rządu, podzielić tajwańskie społeczeństwo i osłabić wsparcie społeczności międzynarodowej" - napisało mieszczące się w Tajpej rządowe biuro ds. polityki wobec Pekinu, cytowane przez agencję Reuters. Według przekazu rozpowszechnianego przez chińskie media oraz powiązane z tamtejszym rządem internetowe profile, w czasie manewrów żołnierze mają rzekomo ćwiczyć ewakuację z wyspy tajwańskiej prezydent Tsai Ing-wen oraz amerykańskich obywateli. Do takiej ucieczki miałoby dojść w wypadku inwazji Chin na de facto niezależny Tajwan, który władze w Pekinie uważają za swoją zbuntowaną prowincję. Tajwańscy eksperci od dawna traktują chińskie działania informacyjne jako element wojny hybrydowej. Powiązane z Pekinem redakcje, influencerzy z platformy mikroblogowej Weibo oraz administratorzy anonimowych stron fanowskich i profili w mediach społecznościowych starają się dyskredytować najważniejszych polityków, dzielić społeczeństwo i podważać międzynarodowe sojusze rządu w Tajpej. Władze demokratycznej wyspy martwi fakt, że część tych materiałów jest później powielana przez chińskojęzyczne gazety i portale w Hongkongu, ale także na samym Tajwanie. Zmienia się także charakter tej propagandy i jej narzędzia. Wyspa na celowniku Według organizacji Digital Society Project w latach 2013-2021 Tajwan był najczęstszym na świecie celem rozpowszechniania fałszywych informacji przez obce rządy w mediach społecznościowych. Amerykańska instytucja badawcza National Bureau of Asian Research napisała w swoim raporcie, że demokratyczna wyspa jest poligonem doświadczalnym chińskich kampanii informacyjnych, które później stosowane są w innych częściach świata. Chińskie działania propagandowe nasilają się zwykle w okresach, kiedy Tajwan otwarcie manifestuje swoją suwerenność, wyjaśnia w rozmowie z Interią Marcin Jerzewski, mieszkający w Tajpej politolog i dyrektor tajwańskiego oddziału czeskiego think tanku European Values Center for Security Policy. Dzieje się to przy okazji ćwiczeń wojskowych, świąt narodowych i wyborów na różnych szczeblach. - W ostatnich latach nasilają się przekazy mające na celu podważenie zaufania Tajwańczyków do instytucji demokratycznych oraz sił zbrojnych, a także podające w wątpliwość gwarancje bezpieczeństwa sugerowane przez Stany Zjednoczone - mówi Jerzewski. Jak dodaje, kampania dezinformacyjna przed zbliżającymi się manewrami to przykład tego typu komunikatów. W ostatnich miesiącach wśród nieprawdziwych artykułów, jakie pojawiły się w tajwańskiej sieci, znalazły się takie, w których pisano, jakoby Chiny miały w pilnym trybie ewakuować swoich obywateli z wyspy. Autorzy innych dowodzili, że Tajwańczycy wydali rzekomo miliony dolarów na lobbystów mających nakłonić spikerkę amerykańskiej Izby Reprezentantów Nancy Pelosi do ubiegłorocznej wizyty w Tajpej. - Do tajwańskich mediów chińska propaganda przedostaje się głównie poprzez jeden z dwóch mechanizmów: powielanie niepotwierdzonych informacji sfabrykowanych w mediach społecznościowych oraz publikacje w mediach tradycyjnych, które są przyjazne Pekinowi - wyjaśnia politolog. Wymienia przy tym powiązaną z Komunistyczną Partią Chin gazetę "China Times" i stację telewizyjną CTi News, oskarżane o współpracę z władzami w Pekinie i powielanie narracji mających osłabić zaufanie społeczeństwa do systemu demokratycznego. Podzielić społeczeństwo Z ubiegłorocznego raportu Doublethink Lab - grupy badaczy śledzącej chińskie globalne kampanie wpływu - wynika, że chiński aparat propagandowy, który wcześniej korzystał z tzw. farm treści, dziś stosuje bardziej wyrafinowane metody. "Zamiast iść tropem popularnych dotąd wątków propagandowych, takich jak relacje dyplomatyczne Tajwanu, aktorzy wspierający ChRL odnotowują wyraźne sukcesy w identyfikowaniu kwestii dzielących tajwańskie społeczeństwo i wzmacnianiu ich siły rażenia" - pisali analitycy. Jak zwrócili uwagę, media i profile influencerskie kontrolowane przez Komunistyczną Partię Chin zamiast tworzenia własnych, prochińskich treści, częściej wybierają wpisujące się w jej narrację materiały pochodzące z miejscowych mediów. Wybierane są zwłaszcza te, które dzielą Tajwańczyków w ważnych dla nich sprawach. Często dotyczy to relacji z USA i Japonią - kluczowymi sojusznikami rządu w Tajpej. W propagandowym przekazie pojawia się też jednak wątek rzekomego pogorszenia bezpieczeństwa publicznego. Prochińskie profile powielały także informacje dotyczące kontrowersji wokół uruchomienia w Stanach Zjednoczonych fabryki półprzewodników tajwańskiej firmy Taiwan Semiconductor Manufacturing Co. (TSMC), a także przypadkowego stłuczenia antycznej porcelany w tajpejskim muzeum. Wśród tematów, który aparat informacji Państwa Środka chętnie wykorzystuje do pogłębiania podziałów społecznych, są także prawa społeczności LGBTQ (w 2019 roku Tajwan zalegalizował małżeństwa osób tej samej płci, ale przy oporze znacznej części obywateli - przyp. red.) oraz energetyka nuklearna. Badacze z DoubleThink Lab podkreślają, że w rozpowszechnianiu treści wygodnych komunistycznego mocarstwa biorą udział internetowi liderzy opinii i politycy. W czasie kampanii przed lokalnymi wyborami w 2022 roku niektórzy kandydaci i kandydatki powoływali się na treści rozpowszechniane przez chiński aparat informacji. "Zmniejszeniu użycia farm kontentu towarzyszy decentralizacja podejrzanych i kontrowersyjnych źródeł informacji. Źródła nieżyczliwych informacji są zatem głębiej ukryte w treściach wyrażających prywatne opinie w społeczeństwie obywatelskim" - napisano. Rozbrajanie dezinformacji Społeczeństwo obywatelskie odgrywa jednak kluczową rolę w walce z dezinformacją. Założone przez prywatne osoby organizacje zajmujące się fact-checkingiem - wskazywaniem i weryfikacją nieprawdziwych treści - zaczęły powstawać na Tajwanie blisko 10 lat temu. Ich założyciele chcą uczulić społeczeństwo na fałszywe wiadomości i wyrobić u Tajwańczyków umiejętność krytycznego korzystania ze źródeł informacji. Jedną z pierwszych takich inicjatyw był w 2015 roku portal MyGoPen, którego chińską nazwę można przetłumaczyć jako "nie oszukuj mnie". Początkowo działał jako blog, lecz stopniowo przeistoczył się w komercyjną firmę, współfinansowaną przez Facebooka, Yahoo! oraz przyjmującą wpłaty od użytkowników. Na popularnym na Tajwanie komunikatorze Line od 2017 roku działa chatbot Cofacts pomagający w weryfikowaniu informacji. Po otrzymaniu od użytkownika budzącego wątpliwości przekazu algorytm weryfikuje prawdziwość wiadomości w bazie danych, na bieżąco rozbudowywanej przez wolontariuszy. Wśród ponad 2 tys. ochotników zajmujących się sprawdzaniem prawdziwości medialnych i internetowych treści przeważają osoby z wyższym wykształceniem, studenci oraz emeryci. Wkrótce później powstały dwie inne grupy zrzeszające fact-checkerów: Taiwan FactCheck Center (TFC) i Fake News Cleaner. Pierwszą powołały osoby ze środowiska dziennikarskiego zrzeszone w Stowarzyszeniu na rzecz Jakościowego Dziennikarstwa na Tajwanie oraz Taiwan Media Watch. Działacze TFC przygotowują bieżące raporty na temat krążących w sieci materiałów i organizują wydarzenia, na których przekonują o ważnej roli, jaką ma do odegrania wolna i rzetelna prasa. Fake News Cleaner oferuje natomiast kursy, na których uczy krytycznego korzystania z mediów. Na swojej stronie internetowej informuje, że z udziałem 160 wolontariuszy i wolontariuszek przeszkolił już co najmniej 30 tys. osób. Większość po 60. roku życia - bo to grupa uważana za szczególnie narażoną nie tylko na dezinformację, ale także na internetowe oszustwa. Autorzy obywatelskich inicjatyw tego typu zwykle są określani mianem demaskatorów-amatorów. Jednak zdaniem Marcina Jerzewskiego, to niezwykle profesjonalne zespoły. - Te organizacje skupiają ekspertów z zakresu dziennikarstwa, nauk społecznych oraz informatyki, którzy wykorzystają swoją wiedzę i umiejętności do tworzenia platform rygorystycznie sprawdzających poprawność pojawiających się w mediach informacji - mówi politolog. Wybory prezydenckie Testem dla organizacji obywatelskich, tajwańskiego rządu, społeczeństwa oraz dziennikarzy będzie zaczynająca się pod koniec roku kampania przed zaplanowanymi na styczeń wyborami prezydenckimi. Tajwańczycy wybiorą wówczas następcę obecnej prezydent i polityczny kurs swojej wyspy na najbliższe lata. Walka z cyberatakami oraz dezinformacją będą dla nich wszystkich wyzwaniem. Z Bangkoku dla Interii Tomasz Augustyniak