Z komunikatu resortu wynika, że w niedzielę nad cieśniną o szerokości około 300 km między wyspami Okinawa i Miyako, na południu Japonii, przeleciała chińska eskadra, w tym bombowce H-6K, myśliwce Su-30 i samoloty transportowe. Jak sprecyzowało ministerstwo, ćwiczenia nad Pacyfikiem miały na celu "przetestowanie zdolności bojowych na morzu" oraz "były konieczne w celu ochrony suwerenności narodowej, bezpieczeństwa kraju i utrzymania pokojowego rozwoju". Rzecznik chińskich sił powietrznych Shen Jinke zapowiedział, że manewry nad cieśniną Miyako będą regularnie powtarzane. Informacja ta nadeszła po tym, jak japońska minister obrony Tomomi Inada zapowiedziała, że jej kraj wraz z USA weźmie udział we wspólnych manewrach na Morzu Południowochińskim w sytuacji wzrostu napięcia między Pekinem, który rości sobie prawo do 85 proc. tego akwenu, a innymi uczestnikami sporu - Filipinami, Tajwanem, Wietnamem, Malezją i Brunei. W lipcu Chiny odrzuciły orzeczenia międzynarodowego trybunału w sporze z Filipinami. W ramach rozpatrywania pozwu złożonego przez władze w Manili Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze uznał za bezzasadne roszczenia Chin do traktowania znacznej części Morza Południowochińskiego jako ich wyłącznej strefy ekonomicznej. Strefa, nad którą w niedzielę przeleciała chińska eskadra, znajduje się na Morzu Wschodniochińskim, gdzie również ma miejsce spór terytorialny między Chinami a Japonią. Konkretnie chodzi o wyspy Senkaku (chiń. Diaoyu), które administrowane są przez Japończyków. Jednocześnie chińskie ministerstwo obrony wskazało, że nieokreślona liczba samolotów wojskowych patrolowała w niedzielę "strefę identyfikacji obrony powietrznej" nad Morzem Wschodniochińskim, którą w listopadzie 2013 roku ChRL jednostronnie rozszerzyła. Chińska deklaracja wywołała protesty sąsiednich krajów, w tym Japonii, Tajwanu, Korei Płd. i Filipin, które uznały, że decyzja Pekinu "zagraża bezpieczeństwu narodowemu" państw w regionie. Jednostronnej deklaracji Chin nie uznały wówczas również USA.