Dziennikarz Jonathan Franklin pisze w książce "33 mężczyzn", że prawie wszyscy z górników cierpieli po uratowaniu na zespół stresu pourazowego. Ponad 600 metrów pod ziemią, czekając na ratunek, spędzili oni łącznie 69 dni. Przez pierwszych 16 nie mieli żadnego kontaktu z powierzchnią. Żywność racjonowali: po dwie łyżki tuńczyka, pół ciasteczka i pół szklanki mleka na każde 48 godzin. "Z jedzeniem czy bez, myślałem tylko o tym, jak się stamtąd wydostać" - powiedział w wywiadzie dla telewizji CBS zapowiadającym książkę jeden z górników, Mario Sepulveda. "Jak? Zastanawiałem się, który z górników zasłabnie pierwszy i zacząłem myśleć, jak zamierzam go zjeść. Zapewniam, wtedy nie czułem z tego powodu wstydu ani strachu". Na szczęście 17. dnia udało się nawiązać kontakt z ratownikami. "Do tego czasu mieli już gotowy garnek i piłę" - mówił Franklin. Victor Zamora przyznał z kolei, że on i jego koledzy na poważnie rozważali możliwość odebrania sobie życia. "Jeśli mieliśmy tylko dalej cierpieć, to lepiej było włączyć silniki i zatruć się tlenkiem węgla" - powiedział i dodał, że wtedy nie postrzegał tego jako samobójstwa: "Chodziło tylko o to, by przestać cierpieć, przecież i tak mieliśmy wszyscy zginąć". Franklin pracował w Chile jak dziennikarz 16 lat. Na potrzeby swojej książki przeprowadził wywiady z wszystkimi 33 górnikami. Otrzymał na to wyłączność. 5 sierpnia w kopalni miedzi i złota San Jose doszło do zawalenia. Po 17 dniach udało się nawiązać kontakt z uwięzionymi górnikami. "Czujemy się dobrze, jesteśmy w schronieniu, 33" - napisali na kartce papieru przyczepionej do sondy. Rozpoczęto równoczesne wiercenie trzech szybów ratunkowych. 13 października wszyscy górnicy zostali jeden po drugim wyciągnięci na powierzchnię za pomocą specjalnie zaprojektowanej kapsuły.