Jak relacjonowali świadkowie, pożar wybuchł we wtorek, w wigilię Bożego Narodzenia, tak nagle, że nie było czasu na jakąkolwiek reakcję, poza ucieczką. Niektórzy stracili wszystko, nawet zwierzęta domowe. Z ogarniętych pożarem lub zagrożonych nim dzielnic ewakuowano wiele rodzin. W czwartek do Valparaiso przybył prezydent Chile Sebastian Pinera, według którego istnieją dowody, że pożar został wywołany rozmyślnie. "Głęboko żałuję, że noc, która powinna być przepełniona spokojem, zamieniła się w tragedię" - powiedział. Valparaiso to znany z kolorowych, drewnianych domów kurort, bardzo popularny wśród turystów w Ameryce Południowej. Pożar wybuchł w zalesionej okolicy na obrzeżach miejscowości i rozprzestrzenił się w kierunku wybrzeża, wdzierając się na wzgórza Rocuant i San Roque, gdzie znajdują się malownicze osiedla z widokiem na całe miasto. W akcji gaszenia pożaru brało udział dziewięc zespołów strażackich, pięć śmigłowców i dwie cysterny z wodą. Ogień strawił już 150 hektarów pastwisk, zarośli i lasów.