Tragedia wydarzyła się w poniedziałek po południu lokalnego czasu. Trzylatek spacerujący po Navy Pier z jedną z krewnych wpadł nagle do jeziora Michigan. Nie był to jednak nieszczęśliwy wypadek, o czym zapewniała kobieta. Nagrania z monitoringu pokazują, że popchnęła ona chłopca w stronę krawędzi molo, a następnie do wody. Trzylatka z wody uratowali nurkowie z Chicago Fire Department, jednak doszło do zatrzymania akcji serca. W stanie krytycznym przewieziono go do dziecięcego szpitala Lurie. Rodzina prosi o uszanowanie prywatności. Dziadek chłopca - Dan Brown - powiedział, że potrzebują teraz dużo modlitwy. - Bóg sprawia, że dzieją się cuda. Na to właśnie liczymy - podkreślił w rozmowie z ABC News. Zaznaczył, że jego wnuk jest pełen radości i energii. - Ma ochotę robić wszystko - dodał. Podejrzana w areszcie Policja pracuje nad ustaleniem, co dokładnie się stało. - Podobnie jak w przypadku incydentów z udziałem dzieci, są to trudne okoliczności - powiedziała zastępczyni szefa chicagowskiej policji Gabriella Shemash. Podejrzana znajduje się w areszcie, ale nie postawiono jej jeszcze zarzutów.