Pierwszy spacer rozpoczął się na zachodniej wieży Marina City, a zakończył na dachu budynku Leo Burnette. Trasę, która wznosiła się do góry pod kątem 19 stopni, Nik Wallenda pokonał w 6 minut i 51 sekund. Szedł szybko i zdecydowanie. Zebrani na dole nagrodzili go gromkimi brawami. - On jest szalony, ale go podziwiam. To niesamowite. Szedł szybciej niż myślałam, że będzie szedł - mówiła jedna z Amerykanek, z którą rozmawiał korespondent RMF FM Paweł Żuchowski. Drugi spacer odbywał się pomiędzy wieżami Marina City, z tym, że dystans ponad 500 stóp akrobata pokonał z zasłoniętymi oczami. - Coś nieprawdopodobnego. To jest niesamowite. Trudno uwierzyć w to, co zobaczyłem - komentowali ludzie, którzy zgromadzili się w centrum miasta. Spacer na żywo transmitował kanał Discovery, ale przekaz telewizyjny odbywał się z 10 sekundowym opóźnieniem. Gdyby Nik Walenda spadł, widzowie by tego nie zobaczyli. Sam akrobata planował - w razie utraty równowagi albo poślizgnięcia - złapać się liny. W czasie przygotowań ćwiczył również taki ruch. Wallenda, który prywatnie jest ojcem trojga dzieci, zapewnia, iż ma na tyle siły, żeby trzymać się liny w pozycji wiszącej do 20 minut. Jego ekipa ma z kolei możliwość ściągnięcia go z liny w ciągu 90 sekund niezależnie od tego, w którym miejscu się znajduje. (j.) Paweł Żuchowski CZYTAJ TAKŻE NA RM24.PL