Kolumbijski prezydent Uribe jest jednym z najbliższych sojuszników USA w Ameryce Południowej. W zeszłym tygodniu odwołał Chaveza z funkcji mediatora w negocjacjach dotyczących uwolnienia zakładników z rąk kolumbijskich rebeliantów, wywołując tym samym spór z przywódcą Wenezueli. Chavez - zatwardziały przeciwnik Stanów Zjednoczonych - w pierwszej kolejności odesłał z Bogoty swojego ambasadora. W środę poszedł jeszcze dalej i zerwał stosunki dwustronne. Analitycy twierdzą jednak, że zatarg utrzyma się jedynie na szczeblu dyplomatycznym i nie będzie miał wpływu na wymianę handlową między tymi południowoamerykańskimi sąsiadami. - Mówię światu: tak długo jak Uribe jest prezydentem Kolumbii, nie będę utrzymywał z nim i kolumbijskim rządem żadnych stosunków. Nie mogę - podkreślił Chavez. Bogota jeszcze nie zareagowała na te słowa. Wcześniej Uribe zwrócił uwagę, że Chavez nie powinien ulegać emocjom. Na początku września prezydent Uribe poprosił Chaveza o mediację z przywódcami Rewolucyjnych Sił Zbrojnych Kolumbii (FARC) w celu doprowadzenia do zwolnienia przetrzymywanych przez nich 45 zakładników, w tym żołnierzy, polityków i trzech przedsiębiorców z USA. Wśród nich jest jedna z czołowych kolumbijskich działaczek politycznych Ingrid Betancourt. Prawdopodobnie jednak, sposób w jaki Chavez prowadził mediacje zirytował prezydenta Kolumbii. Uribe zrezygnował z pomocy Wenezuelczyka, podkreślając, iż złamał warunki umowy porozumiewając się bezpośrednio z jednym z generałów. Obawiano się także, że ewentualny sukces w negocjacjach znacząco umocni pozycję Chaveza w Ameryce Południowej.